Z zasady pogardzam spiskowymi teoriami tłumaczącymi wszystko co robią ludzie, zwłaszcza w formie trendów. Ludzie są zwierzątkami stadnymi i często sami z siebie organizują sobie różnego rodzaju masowe i zaraźliwe rozrywki. Kiedy jednak przychodzi do nakręcania kultu zakupów zaczynam się trochę łamać w mojej niewierze. Tutaj naprawdę trend bardzo bezpośrednio przekłada się na interesy konkretnego przemysłu, do tego po prostu sprawa wydaje mi się wyjątkowo ponura (aha, koniec z racjonalnością).
NO BO JAK MOŻNA wytłumaczyć, w świecie pełnym tańszych i zdecydowanie ciekawszych sposobów spędzania czasu/relaksu, że miliony kobiet nie tylko twierdzą, że najlepszym z nich jest kupowanie rzeczy, ale do tego uważają, że to zupełnie spoko? Tak, mam problem z uznaniem shoppingu za pełnowartościowe hobby czy pasję. Sorry. Kupowanie rzeczy jest czynnością służącą mieniu rzeczy, czyli jest środkiem, a nie celem. Wiadomo, może być przyjemne, ale jeśli staje się celem samym w sobie mamy do czynienia z tym, co różni zdrowe zainteresowanie jedzeniem, które się spożywa od bulimii.
NO BO JAK MOŻNA wytłumaczyć, w świecie pełnym tańszych i zdecydowanie ciekawszych sposobów spędzania czasu/relaksu, że miliony kobiet nie tylko twierdzą, że najlepszym z nich jest kupowanie rzeczy, ale do tego uważają, że to zupełnie spoko? Tak, mam problem z uznaniem shoppingu za pełnowartościowe hobby czy pasję. Sorry. Kupowanie rzeczy jest czynnością służącą mieniu rzeczy, czyli jest środkiem, a nie celem. Wiadomo, może być przyjemne, ale jeśli staje się celem samym w sobie mamy do czynienia z tym, co różni zdrowe zainteresowanie jedzeniem, które się spożywa od bulimii.
Niegustowny merchandising gloryfikujący kupowanie dla kupowania jest częścią problemu.
Raz, że brzydki, dwa, że albo bagatelizuje realny problem ofiary szopaholizmu, bo robi sobie heheszki z jej uzależnienia ("zakupy są tańsze niż terapia"), albo w kiepskim guście bagatelizuje uzależnienia jako takie, zrównując je po prostu z nieco tylko niepokojącą ekscytacją towarzyszącą kupowaniu (jeśli nosicielka nie ma problemu, tylko po prostu brakuje jej lepszych zainteresowań).
Kasiu. Nie. |
Oczywiście zabrzmię jak potworna feminazi, ale do tego irytuje mnie jak bardzo to wszystko infantylizuje kobiety. Każdy musi zakładać, że każda kobieta KOCHA zakupy, centrum, ekhem, galeria handlowa to jej Mekka (można tak jeszcze mówić?) i wydawanie pieniędzy swojego faceta to jej wymarzone zajęcie. Nienawidzę być z góry traktowana jak idiotka, która zapewne nie jest zainteresowana rozmowami na poważne tematy, ale puszczona luzem wśród sklepów wyda okrzyk bojowy i wyłącznie tak osiągnie maksymalną stymulację intelektualną. Kto utrwala tak szowinistyczną wizję kobiety? Kobiety. Oto, co Charliza napisała w swojej notce o własnych uzależnieniach, "które pozytywnie nakręcają mnie do działania" (uzależnienia takie fajne):
Każdy z nas ma swoje mniejsze i większe uzależnienia. W wypadku mężczyzn będzie to najprawdopodobniej piłka nożna (oglądanie kolejnych meczy w sobotnie popołudnie) i samochody, zaś jeśli chodzi o nas drogie panie, to pewnie zgodzicie się ze mną, że my ich nie mamy. W końcu do uzależnień nie można zaliczyć zakupu dziesiątej czarnej sukienki, czy dwudziestej pary szpilek.
Jestem kobietką. Lubię zakupy i lubię wino. Zakupy. |
Kiedy stwierdziłam, że targetowanie szoperek jako grupy konsumenckiej poszło za daleko?
Kiedy chciałam się napić wina.
Jedyny szoping, w którym będę widziała moje ewentualne dzieci:
Dochodzimy do najgorszego.
Jest tylko jedna rzecz gorsza od infantylizowania kobiet kultem zakupów. Wciskanie go dzieciom, zwłaszcza małym dziewczynkom (ale i na chłopców przyjdzie czas). Ostatnio widziałam niemowlęcą koszulkę, różową z różowym napisem "Born to shop".
Oooo, materializm jest taki słodki. |
Gówniane pomysły na życie wkładamy dzieciom do głowy.