Friday, January 9, 2015

Myj naczynia albo (wy)giń!

Fakt, że mężczyżni mimo wszystko wciąż nie garną się do prac domowych nawet gdy ich partnerki pracują wszyscy znamy i lubimy. Tak, dalej uważam, że nie ma powodu, dla którego (pracująca) kobieta ma prowadzić dom i opiekować się dziećmi, a jej mężczyzna zostaje Mężem i Ojcem Roku bo jej POMAGA. Nie, nie sugeruję, że jakiś urząd powinien to odgórnie regulować, naprawdę ktokolwiek wciąż się poniża myśleniem, że tak jest?


Swoją drogą:
Och, Amenesty International Polska, nie tak się to robi.


Okej. A co jeśli dziś spojrzymy na to inaczej. Co się dzieje, gdy popatrzymy nie na podział pracy w domu pracującej pary, ale na mężczyzn, którzy nie pracują?

Okazuje się, że niepracujący mężczyzna poświęca więcej czasu na swoje własne przyjemności, niż niepracująca kobieta. Brzmi niewinnie? Na pracę domową i zajmowanie się rodziną przeciętnie poświęca dwa razy mniej czasu niż niepracująca kobieta. DWA RAZY MNIEJ.

Oczywiście jest to problem, bo kobiety są przez to zmęczone, a związki klapną (szybciej i bardziej niż muszą). Nie tylko! Przeczytałam ostatnio coś bardzo ciekawego na temat Japonii. 

Japonię dopadła, jak nazywa to ładnie autor artykułu, apatia seksualna. Ludzie nie zadają się z osobami przeciwnej płci. Nie spieszy im się do ślubu, a już na pewno nie do rodzicielstwa. Nie tylko cierpi na tym ekonomia, nie tylko japońska, ale nasila się oczywiście problem przyrostu naturalnego, emerytur i innych rzeczy, które już od jakiegoś czasu budzą poważne niepokoje również w naszym pięknym i wciąż pełnym cielesnych żądz kraju.

Jedną z przyczyn tej sytuacji jest silnie zakorzeniona w japońskiej mentalności tradycyjna rola kobiety. Mimo tych wszystkich robotów i latających samochodów i tego, że Japonia praktycznie leży w przyszłości, przekonanie, że kobieta nie powinna po ślubie pracować jest bardzo silne. Język nie kłamie - w japońskim istnieje słowo oniyome - "diabelska żona", czyli zamężna kobieta, która pracuje. Kobiety postawione przed wyborem - rodzinka albo praca, coraz częściej wybierają pracę. Randkowanie staje się mniej kuszące, gdy wiemy, że wejście w etap planowania wspólnej przyszłości nie będzie raczej naszym najszczęśliwszym kamieniem milowym.

Może jednak to nie konserwatywne wzorce ocalą nas przed zagładą? Może pozbawianie kobiet wyboru albo garstka naprawdę wielkich rodzin wcale nie rozwiązują problemu niskiej dzietności w skali kraju? Może Krzysztof Oksiuta powinien być jeszcze bardziej wytykany palcami za swoje pomysły w tej dziedzinie?


A ktoś i tak co jakiś czas wpadnie na genialny pomysł, żeby mieć dziecko z Korwinem.



Marta Frej

Monday, January 5, 2015

Prawdziwe rzeczy - ranking

Dla wielu konserwatywnych lub tylko ociężałych umysłowo osób przymiotnik "prawdziwy" jest równoznaczny z aprobatą, albo wręcz wyższością danej rzeczy, osoby lub zjawiska nad innymi.
Jako obrzydliwa relatywistka chciałabym dzisiaj napisać coś o subiektywności "prawdziwości".

Prawdziwe rzeczy, które faktycznie są dobre


Prawdziwe mleko do kawy (śmietanka w proszku upokorzeniem człowieka cywilizowanego)

Prawdziwe piersi (zazwyczaj)

"Prawdziwe kłamstwa" ze Schwarzeneggerem

Prawdziwe banknoty

Prawdziwi (biologiczni) rodzice (zazwyczaj)



Prawdziwe rzeczy, które nie są lepsze od niczego nieprawdziwego


Ospa prawdziwa

Prawdziwe problemy

Prawdziwi Polacy

Prawdziwy Mężczyzna/Prawdziwa Kobieta

Serio, wpiszcie w Google images "prawdziwy" albo "prawdziwa" - wszystko jest o wartościach, które podobno mają się jakoś do danej płci. To nudne i nieprawdziwe. I niczemu nie służy, oprócz niepotrzebnemu wykluczaniu.

Co za ulga, od razu mniej boli jak pomyślisz, że nie był mężczyną. 


I na odchodne czerstwy dowcip:

Is always real ginger good?

VS. 


Sunday, January 4, 2015

Prawdziwsza komunikacja

Niby nic rewolucyjnego, kolejna głupia tendencja. Ale jednak przez chwilę miałam rumieńce odkrywcy, którego stagnacja została niespodziewanie przerwana obietnicą eksploracji czegoś zadziwiającego. Otóż ludzie (często, niektórzy) bardzo tęsknią za STARYMI DOBRYMI CZASAMI. Jest to rzecz oczywista. I zazwyczaj irytująca. A czasami po prosto tak śmieszna, że aż smutna.
Listy. Na papierze, pisane piórem i wysyłane w kopercie. Nie to co teraz, jakieś instant message. Z resztą, po co będę wam mówiła. Oddaję głos komuś, kto wie co mówi:

"Kiedy ostatnio otrzymaliście prywatny list w kopercie, dostarczony pocztą i ręcznie pisany? Kiedy taki wysłaliście? Sztuka ręcznego pisania listów niestety zanika, a e-maile wcale ich nie zastępują.
Każdy może się zastanawiać po co mielibyśmy sobie zaprzątać głowę czymś tak mało przydatnym, jak sztuka pisania listów? W końcu mamy telefony komórkowe, e-maile i mnóstwo innych sposobów komunikacji przez internet. Listy są jednak inne, wyjątkowe. Napisanie i wysłanie e-maila trwa około minuty. Natomiast, żeby wysłać list, trzeba porządnie zastanowić się co chce się napisać. Później trzeba jeszcze pójść na pocztę i go wysłać. Trwa to sporo czasu, ale warto.

Chciałabym poznać kogoś poprzez pisanie listów. Jeżeli chciałbyś/chciałabyś wymienić się adresami i zacząć pisać tradycyjne listy to napisz do mnie."
 http://lubimyczytac.pl/dyskusja/199/7887/chcialby-ktos-popisac-prawdziwe-listy

PRAWDZIWE LISTY
Nie to co wasze, sztuczne.

Jest taka grupa na facebooku: Piszemy listy tradycyjne.
Jak widać jest chęć pisać epistoły z zawijaskami, ale nie ma z kim. 
Co robimy? Szukamy dowolnej osoby, byle też chciała kupować znaczki. NA FEJSBUKU. Czyli elektroniczne wiadomości są nieprawdziwe, ale znajomi z internetu to już najgłębsza z prawd i wartości. 

Rozumiem trochę jaranie się rytuałami. Też lubię sobie zapalić świeczkę do żarcia na wynos, a jak mnie poniesie, to nawet jem PRAWDZIWYMI sztućcami, metalowymi. Bo to kosztuje wysiłek, trzeba je potem umyć, tak analogowo. (Oczywiście chcę zaznaczyć, że kocham i szanuję azjatyckie żarcie w styropianie i nie chcę robić z tego jakiegoś krzywego wartościującego porównania, że parujące schabowe to jak prawdziwa komunikacja).  

Co jest smutne i absurdalne to fakt, że ci sentymentalni marzyciele pragną ochronić się przed bezosobowością "Dzisiejszych Czasów" kultywując dawne wartości. Mają wrażenie, że ratują swoje człowieczeństwo. Że osiągają jakąś moralną wyższość nad ludźmi, których szokujące lenistwo powstrzymuje przed lataniem na pocztę. Bo przecież im więcej wysiłku wkładamy w formę czegoś, tym lepiej, prawda?

www.zazzle.com





















Pamiętam to z podstawówki. Koleżanka dostawała z historii same piątki, bo robiła gazetki na ścianę. Cała treść była po prostu wydrukowaną encyklopedią Wiem.pl, ale wg. naszej nauczycielki wkładała w to „dużo pracy i zasługiwała na nagrodę”. Bo wycinała każdą linijkę osobno nożyczkami i naklejała na kolorowym brystolu.
Być może jednak nie każdy wysiłek jest coś wart, a robienie czegoś w najtrudniejszy możliwy sposób nie jest automatycznie najlepszym pomysłem.

Miłośnicy PRAWDZIWYCH listów mają jeszcze gorsze problemy niż słaby kontakt z rzeczywistością w wyżej opisanych kwestiach. Przede wszystkim mimo całego wysiłku nie unikają oni tego, czego boją się najbardziej, czyli ograbienia przez współczesność i technologię z ludzkiej komunikacji. Fetyszyzują medium bagatelizując adresata i przekaz. 

To jak z miłośnikami bardzo osobliwych praktyk seksualnych. Trudno znaleźć kogoś, na kim faktycznie ci zależy i do tego też lubi robić cokolwiek kręci ciebie. Szukasz kogokolwiek z kim możesz się spełnić, kosztem innych walorów. Jeśli masz fantazję przelewać siebie na papier (jakkolwiek by to nie brzmiało), musisz liczyć się z tym, że osoba, która też zechce rytualnie kleić kopertę i dreptać do skrzynki niekoniecznie będzie szczególnie interesująca albo bliska twemu sercu. Ale za to będziesz dostawać te swoje listy z nieaktualną odpowiedzią na pytanie co tam u niego/niej. Tylko mi nie mów, że właśnie dzięki temu należysz do nielicznych, którzy potrafią się jeszcze komunikować z drugim człowiekiem. 

Za to jeśli masz chociaż jedną osobę, z którą choćby na messengerze na Facebooku potrafisz pogadać o ciężkim dniu, głupim filmiku na youtubie i faktycznie wymieniać satysfakcjonująco myśli i emocje, nie potrzebujesz lizać jakichś kolorowych papierków, żeby czuć się dobrze. Albo potrzebujesz, ale mam nadzieję, że powiesz o tym tej osobie i dowalisz jakąś emotkę, to może szybciej cię znajdą jak przedawkujesz.

Ten sam problem z narzekaniem na obojętnych ludzi, którzy zamiast POGADAĆ ZE WSPÓŁPASAŻERAMI GAPIO SIĘ W EKRANY. SMSY PISZO. Tylko że jeśli piszą, to z kimś. Kogo prawdopodobnie znają i utrzymują jakąś relację, zatem ta komunikacja znaczy więcej niż niezobowiązująca pogawędka z obcą osobą.

Albo, nie wiem, po prostu wolę pograć w 2048 niż słuchać co myślisz o pogodzie. Wciąż sądzę, że nie jestem winna obcym ludziom wyjaśnień. Ale to już inna historia.