Niby nic rewolucyjnego, kolejna głupia tendencja. Ale jednak przez chwilę miałam rumieńce odkrywcy, którego stagnacja została niespodziewanie przerwana obietnicą eksploracji czegoś zadziwiającego. Otóż ludzie (często, niektórzy) bardzo tęsknią za STARYMI DOBRYMI CZASAMI. Jest to rzecz oczywista. I zazwyczaj irytująca. A czasami po prosto tak śmieszna, że aż smutna.
Listy. Na papierze, pisane piórem i wysyłane w kopercie. Nie to co teraz, jakieś instant message. Z resztą, po co będę wam mówiła. Oddaję głos komuś, kto wie co mówi:
"Kiedy ostatnio otrzymaliście prywatny list w kopercie,
dostarczony pocztą i ręcznie pisany? Kiedy taki wysłaliście? Sztuka ręcznego
pisania listów niestety zanika, a
e-maile wcale ich nie zastępują.
Każdy może się zastanawiać po co mielibyśmy sobie zaprzątać
głowę czymś tak mało przydatnym, jak sztuka pisania listów? W końcu mamy
telefony komórkowe, e-maile i mnóstwo innych sposobów komunikacji przez internet.
Listy są jednak inne, wyjątkowe. Napisanie
i wysłanie e-maila trwa około minuty. Natomiast, żeby wysłać list,
trzeba porządnie zastanowić się co chce się napisać. Później trzeba jeszcze
pójść na pocztę i go wysłać. Trwa to
sporo czasu, ale warto.
Chciałabym poznać kogoś poprzez pisanie listów. Jeżeli
chciałbyś/chciałabyś wymienić się adresami i zacząć pisać tradycyjne listy to
napisz do mnie."
http://lubimyczytac.pl/dyskusja/199/7887/chcialby-ktos-popisac-prawdziwe-listy
PRAWDZIWE LISTY
Nie to co wasze, sztuczne.
Jest taka grupa na facebooku: Piszemy listy tradycyjne.
Jak widać jest chęć pisać epistoły z zawijaskami, ale nie ma z kim.
Co robimy? Szukamy dowolnej osoby, byle też chciała kupować znaczki. NA FEJSBUKU. Czyli elektroniczne wiadomości są nieprawdziwe, ale znajomi z internetu to już najgłębsza z prawd i wartości.
Rozumiem trochę jaranie się rytuałami. Też lubię sobie zapalić świeczkę do żarcia na wynos, a jak mnie poniesie, to nawet jem PRAWDZIWYMI sztućcami, metalowymi. Bo to kosztuje wysiłek, trzeba je potem umyć, tak analogowo. (Oczywiście chcę zaznaczyć, że kocham i szanuję azjatyckie żarcie w styropianie i nie chcę robić z tego jakiegoś krzywego wartościującego porównania, że parujące schabowe to jak prawdziwa komunikacja).
Co jest smutne i absurdalne to fakt, że ci sentymentalni marzyciele pragną ochronić się przed bezosobowością "Dzisiejszych Czasów" kultywując dawne wartości. Mają wrażenie, że ratują swoje człowieczeństwo. Że osiągają jakąś moralną wyższość nad ludźmi, których szokujące lenistwo powstrzymuje przed lataniem na pocztę. Bo przecież im więcej wysiłku wkładamy w formę czegoś, tym lepiej, prawda?
Pamiętam to z podstawówki. Koleżanka dostawała z historii same piątki, bo
robiła gazetki na ścianę. Cała treść była po prostu wydrukowaną encyklopedią
Wiem.pl, ale wg. naszej nauczycielki wkładała w to „dużo pracy i zasługiwała na
nagrodę”. Bo wycinała każdą linijkę osobno nożyczkami i naklejała na kolorowym
brystolu.
Być może jednak nie każdy wysiłek jest coś wart, a robienie czegoś w
najtrudniejszy możliwy sposób nie jest automatycznie najlepszym pomysłem.
Miłośnicy PRAWDZIWYCH listów mają jeszcze gorsze problemy niż słaby kontakt
z rzeczywistością w wyżej opisanych kwestiach. Przede wszystkim mimo całego
wysiłku nie unikają oni tego, czego boją się najbardziej, czyli ograbienia przez
współczesność i technologię z ludzkiej komunikacji. Fetyszyzują medium
bagatelizując adresata i przekaz.
To jak z miłośnikami bardzo osobliwych
praktyk seksualnych. Trudno znaleźć kogoś, na kim faktycznie ci zależy i do
tego też lubi robić cokolwiek kręci ciebie. Szukasz kogokolwiek z kim możesz
się spełnić, kosztem innych walorów. Jeśli masz fantazję przelewać siebie na
papier (jakkolwiek by to nie brzmiało), musisz liczyć się z tym, że osoba,
która też zechce rytualnie kleić kopertę i dreptać do skrzynki niekoniecznie
będzie szczególnie interesująca albo bliska twemu sercu. Ale za to będziesz
dostawać te swoje listy z nieaktualną odpowiedzią na pytanie co tam u
niego/niej. Tylko mi nie mów, że właśnie dzięki temu należysz do nielicznych,
którzy potrafią się jeszcze komunikować z drugim człowiekiem.
Za to jeśli masz
chociaż jedną osobę, z którą choćby na messengerze na Facebooku potrafisz
pogadać o ciężkim dniu, głupim filmiku na youtubie i faktycznie wymieniać
satysfakcjonująco myśli i emocje, nie potrzebujesz lizać jakichś kolorowych
papierków, żeby czuć się dobrze. Albo potrzebujesz, ale mam nadzieję, że
powiesz o tym tej osobie i dowalisz jakąś emotkę, to może szybciej cię znajdą
jak przedawkujesz.
Ten sam problem z narzekaniem na obojętnych ludzi, którzy zamiast POGADAĆ
ZE WSPÓŁPASAŻERAMI GAPIO SIĘ W EKRANY. SMSY PISZO. Tylko że jeśli piszą, to z
kimś. Kogo prawdopodobnie znają i utrzymują jakąś relację, zatem ta komunikacja
znaczy więcej niż niezobowiązująca pogawędka z obcą osobą.
Albo, nie wiem, po prostu wolę pograć w 2048 niż słuchać co myślisz o
pogodzie. Wciąż sądzę, że nie jestem winna obcym ludziom wyjaśnień. Ale to już
inna historia.