Friday, May 20, 2016

Strefa komfortowego oburzenia

Jako gatunek jesteśmy istotami znajdującymi spokój w rytuałach. Potrzebujemy ich jeszcze bardziej w sytuacjach niepokoju. Tak jak kwestie małżeństwa, ciąży czy spędzania piątkowego wieczoru lubimy mieścić w paru wariantach utartego scenariusza, tak generalnie korzystamy ze schematów Dzielnej Walki z Chorobą, Traumą Niekochanego Dziecka albo Krzywdy Kobiet. Im bardziej krępujące i problematyczne zagadnienie, tym bardziej potrzebujemy schematu. Dlatego wyjście poza scenariusz i zaskoczenie gości zazwyczaj lepiej się odbiera na weselu niż na pogrzebie. Nie jest lepiej z przemocą seksualną.
Pierwsza kwestia, na którą naprowadziły mnie rozmowy z moim bratem to ciekawa tendencja w krytyce sposobu przedstawiania takich wątków w filmach, książkach i serialach. Otóż o ile nikt nie oczekuje, że przy każdym trupie (nawet jeśli giną niewinne dzieci) w filmie akcji przez ekran przebiegnie komunikat "V NIE ZABIJAJ", to często zdarza się, że różne osoby, z moich obserwacji często mężczyźni, zgłaszają uczucie dyskomfortu z oglądania scen przemocy seksualnej pozbawionej jasnego komentarza potępiającego tę przemoc (przy czym nie widziałam większej paniki i oburzenia na scenę gwałtu, w "Dziewczynie z tatuażem", niż u osobnika jak się później okazało odpowiedzialnego właśnie za przemoc tego typu). Pamiętacie falę reakcji na niektóre (i to też ciekawe, że tylko niektóre, ale bez spojlerów) z tych paru scen gwałtów w "Grze o tron"? Ludzie zaczęli bojkotować serial, bo pokazuje przemoc wobec kobiet. Cóż, kiedy ostatnio sprawdzałam w ogóle pokazywał sporo uzasadnionej realiami (opartymi na realiach jakby nie patrzeć historycznych) przemocy, włącznie z tą wobec dzieci, i to nawet ze strony tej samej postaci. Trudno jednak szukać podobnej reakcji. Nikt nie próbuje sugerować, że serial sugeruje, że wywalanie dzieciaka z wieży na niemal pewną śmierć (aby nie przeszkodził w kazirodczym sam na sam) to spoko pomysł. 
Można próbować tłumaczyć takie reakcje przekonaniem zatroskanych, że społeczeństwo nie traktuje gwałtów tak jednoznacznie jak morderstw. Niepokój jednak pozostaje. Jeśli istnieje wśród widowni zauważalna grupa oczekująca, że w oczywisty sposób pokazana krzywda będzie dodatkowo akcentowana i konsekwentnie jedyną taką krzywdą jest przemoc seksualna, może to świadczyć o problemie samych widzów. Potrzebujemy dodatkowych zapewnień, bo sami nie jesteśmy tacy pewni.
I wracamy do wspomnianego wcześniej konwencjonalizmu takich spraw. Jodie Foster wyraziła ostatnio interesującą opinię na temat motywu gwałtu w filmach. Otóż według niej mężczyźni tworzący filmy lubią używać go jako łatwego środka do uzyskania dramatyczności w życiorysie bohaterki. Nie wnikają w psychikę postaci, nie próbują przedstawić innych skutków przemocy seksualnej niż te konwencjonalne, akceptowane i wręcz oczekiwane. Faktycznie, zazwyczaj gwałt na postaci jest małym zaskoczeniem. Trauma jest przeżywana konwencjonalnie i zazwyczaj wygasa po dokonaniu zemsty lub znalezieniu obrońcy bez trwałych konsekwencji. Miłość dobrego faceta nie zostanie wystawiona na próbę większą niż parę dobrodusznie uśmierzonych momentów lęku. Historia nie zatoczy koła i córki dawnych ofiar wyrosną na silne kobiety. Problem zostaje rozwiązany a na widzów (przede wszystkich tych, którzy sami nie doświadczyli tego problemu) spływa ciepłe uczucie zbliżone do katharsis. 
Czy twierdzę <tu wstaw dowolny wniosek wskazujący na to, że jestem złym człowiekiem>? Nie. Twierdzę, że
 I dotyczy to przede wszystkim tematów trudnych i ważnych. Dlatego lepiej dyskutować i wnikać w niuanse niż raczyć widownię plastrem odgrzewanej pizzy jakim jest przewidywalny wątek zgwałconej osoby, od której więcej wymagamy, niż chcemy zrozumieć.