Sunday, November 30, 2014

Jak to, a satysfakcja?

Podzielę się teraz z wami czymś oburzającym. Otóż zdarza mi się pomagać ludziom uczyć się języka. Lubię to, lubię tych ludzi. Cieszą mnie ich postępy i miło spędzony czas. SZOKUJĄCA CZĘŚĆ Gdybym nie potrzebowała dorobić, pewnie bym tego nie robiła.
O bogowie, powiedziałam to.

Uczestniczę w dyskusjach w grupie dla nauczycieli na FB i jest to dla mnie źródło pomysłów, rad oraz, całkiem regularnie, odrazy do człowieczeństwa (tego się nikt nie spodziewał).
Dziś pojawił się temat świątecznych prezentów dla uczniów.
Śmiałam pochwalić moich uczniów, którzy to pamiętają o drobnych, ale przemyślanych prezentach dla mnie. Śmiałam użyć wyrażenia "(...)Da się kochać takich uczniów, którzy pamiętają o końcu roku szkolnego, świętach i przeprowadzce (...)".

Pewien pan postanowił pokazać mi jak niskie są moje pobudki opisując, że kocha uczniów za to, że tulą go gdy widzą, że ma zły dzień i pisząc "lepszego prezentu niż zainteresowanie, obecność i przejęcie nie mogliby mi sprawić". 

WIZUALIZACJA
On pracuje w pocie czoła dojeżdżając na korki na starej hulajnodze bez kółka bo nie stać go na tramwaj. Jednak jego serce ogrzewa wdzięczność na pryszczatych twarzach gimnazjalistów, podczas gdy ja tulę do piersi moje dwa śliczne, ale bardzo zimne kieliszki do wina i świeczkę zapachową (inne wyrazy wdzięczności już skonsumowałam) i płaczę w samotności.
KONIEC WIZUALIZACJI

Napisałam, że i tak nie poczułam się paskudną materialistką (choć w sercu łkałam). A on napisał tak naprawdę to samo co wcześniej tylko dodatkowo podkreślił, że to w kontraście do tego co ja napisałam o miłości do swoich uczniów.
Dzięki i gratuluję. Jesteś lepszą istotą ludzką. Oraz potwierdzasz tezę, że nie da się jednocześnie wkładać w coś serca i mieć z tego nawet minimalną korzyść materialną. To przecież oczywiste.

By boska Kiciputek 
Ten krótki epizod zawiera w sobie dwa problemy.

PIERWSZY


Zawsze dziwi mnie jak ludzie w Polsce nie doceniają pracy intelektualnej, jak kradną grafiki i zarabiają na koszulkach z nadrukami, jak oczekują, że tłumacze będą pracować za grosze a artyści "do portfolio". Albo obrażają się i usiłują zawstydzać dostawcę usług tego typu mówiąc "a nie obchodzi panią/pana satysfakcja?". Czemu takich rzeczy nie proponuje się kosmetyczce albo budowlańcowi? Bo ich pracy można dotknąć dłonią. Nie widzę innego powodu, a to bardzo smutne, bo świadczy, że społeczeństwo jest skrajnie prymitywne w swoim osądzie tego, co zasługuje na wynagrodzenie. W tym przypadku sam wykonawca takiej czynności może nie sugeruje, że powinno się uczyć za darmo, ale niepotrzebnie przedstawia korzyść materialną (nawet drobną i tak naprawdę polegającą bardziej na "aww, pomyślała", a nie na "ha! mój majątek wzrasta!") w opozycji z czystymi intencjami.

DRUGI


Pisałam o tym ostatnio w kontekście dzieci. Są takie tematy, które w danych kręgach (bo oczywiście są środowiska gdzie wypada hejtować macierzyństwo, związki itd, ale to też męcząca konwencja) są świętymi krowami i nie wypada nawet delikatnie nie tyle podważać ich wagi, ale sugerować, że inne rzeczy też mogą być ważne. Więc jeśli piszesz, że obawiasz się, że macierzyństwo pozbawi cię TWOJEJ pasji życiowej albo satysfakcji z TWOJEGO związku jesteś zamachowcem na wszystko co święte na całym świecie. Robi się to o tyle żenujące, że czasami mamy do czynienia z tak jawną hipokryzją, że odrzuca mnie ona bardziej niż jakiś pojedynczy przejaw egoizmu czy materializmu u danej osoby. Nie wolno powiedzieć, że robi komuś różnicę wygląd potencjalnego partera albo jego zawód, nawet jeśli to dosyć oczywiste, że te informacje najbardziej interesują wszystkich na początku znajomości. Tak samo jest z zarabianiem na rzeczach tak niematerialnych. Jeśli uczysz to pewnie jesteś, tego, humanistą, a humaniści nie potrafią mieć pieniędzy, prawda (chociaż na chleb fajnie mieć, zdarza mi się i polecam)? Trochę to dziwne w kraju z tak długą tradycją płacenia za usługi tak ezoteryczne jak chrzest czy pogrzeb, ale możliwe, że trafienie do nieba to większy konkret niż kompetencja językowa.

Cóż, w każdym razie chcę się jeszcze raz pokajać. Naprawdę lubię ludzi, z którymi współpracuję. Ale lubię też mieć kotu co do miski wsypać.





Tuesday, November 25, 2014

Czasem warto wpaść

Są takie koncepty, które mamy zakodowane w głowach tak mocno jak fakt, że trzeba wierzyć w siebie i pić dużo wody. Tymczasem wystarczy poświęcić kilka minut zaangażowanego procesu myślowego, że wpaść na to, co z nimi nie tak.

NO WŁAŚNIE



Tylko trzeba najpierw spojrzeć na nie świeżym okiem. A nie robimy tak zazwyczaj z zaakceptowanymi już dawno prawdami. 
Tymczasem...

Mówimy, że coś jest zawsze w ostatnim miejscu jakim szukamy i świat jest niesprawiedliwy. Cóż, ostatecznie nigdy nie szukamy czegoś, co już się znalazło, stąd, cóż, to faktycznie podejrzanie często jest to ostatnie miejsce.

Okej, to już przecież dawno wszyscy ogarnęli.

Ale na przykład często słyszę żal, że nigdy nie da się dostać gdzieś na czas, ale trzeba czekać, albo się spóźnić. 

Jeśli pomyślimy jak krótki zakres czasu obejmuje "bycie na czas", a o ile dłuższe jest bycie "za wcześnie" i "za późno" nagle paradoks znika. 

Ostatnio uderzył mnie tego typu błąd logiczny.

W ramach wstępu - ci sami ludzie często mają dwie opinie na temat zmienności ludzkiej natury:

"Ludzie się nie zmieniają", jeśli ktoś kiedyś rozczarował

oraz

"Tak to już jest, ludzie się zmieniają", jeśli ktoś, kto wcześniej tego nie robił, w końcu jednak rozczarował.

To tak samo jak wg. katolickiej logiki antykoncepcja ma dwie poważne wady - jest tak naprawdę w ogóle nieskuteczna i nie eliminuje niechcianych ciąż, a więc aborcji ORAZ jest tak skuteczna, że ludzkość przez nią wymrze.



(TUTAJ GWÓŹDŹ PROGRAMU)

Pisałam już kiedyś o irytującym zwyczaju niektórych do psucia krytyki kogokolwiek (np. Bonusa BGC) przez twierdzenie, że nawet negatywny rozgłos wciąż zapewnia krytykowanej osobie realizowanie celu.

Dlaczego w takim razie ludzie z równym zapałem (i uporem maniaka) twierdzą, że błędem gejów, feministek i tak dalej są parady, marsze szmat i inne kontrowersyjne akcje?
Ciągle słyszę "ja ich szanuję, ale uważam, że więcej by uzyskali spokojnie funkcjonując w społeczeństwie/siedząc cicho".

Tu się robi wyboiście. Bo sama nie lubię krzykliwych akcji i odwracania uwagi od konstruktywnych działań. Przez to tylko jest trudniej być traktowanym poważnie, na przykład jako feminist(k)a.

Z drugiej strony dziwi mnie brak logiki. Zdjęcie Bonusa rzygającego na podłogę - "nie róbcie przeróbek w paincie, to tylko da mu fejm", półnagie dziewczyny z transparentami przypominającymi o powadze problemu jakim jest przemoc seksualna i społeczne podejście do niej - "co one przez to osiągną, lepiej by się porządnie ubrały".

Prawda jest taka, że ludzie, którzy twierdzą, że bardzo szanują gejów, ale woleliby, żeby oni się tak nie obnosili, bez parad i skandalicznych gejowskich wątków w serialach nigdy nie dowiedzieliby się o homoseksualizmie więcej niż to, co wiedzieli ludzie jakieś 100 lat temu; że podobno ktoś tam w miasteczku podobno ma jakieś dziwne zamiłowania, nigdy się nie ożenił i lepiej się trzymać z daleka.
Tak samo z emancypacją kobiet czy czarnych. Myślicie, że gdyby grzecznie wykonywali wszystkie prace za białych mężczyzn z uśmiechem na zamkniętej buzi ci biali mężczyźni pewnego dnia by pomyśleli "hm, w sumie to może moja żona/niewolnik by mieli ochotę skończyć szkołę i mieć prawa wyborcze"? Niektórzy, z wyjątkowo silną empatią pewnie czasem tak myśleli, ale jeśli wszyscy do okoła twierdzą, że inaczej być nie może raczej rewolucji z tego nie będzie.

W związku z powyższym muszę przyznać, że mam zagwozdkę. Nowe informacje trochę zachwiały moją opinią na temat parad etc. Czekam na więcej danych i punktów widzenia.

Tuesday, November 18, 2014

Wszystkie dzieci nasze są użytecznym argumentem

Jak powszechnie wiadomo, dzieci to najświętsza rzecz na całym tym chorym, złym świecie. I mówię to faktycznie częściowo z przekąsem osoby, która do bycia matką Polką się nie pali, ale też z przekonaniem, że co jak co, ale dzieci to jednostki, które sobie jeszcze nie zdążyły zasłużyć na całe to gówno, które rządzi światem i mediami, a do tego odpowiednie warunki rozwoju dzieci mogą w przyszłości zaoowocować zdrowymi dorosłymi, czyli raczej warto.
Tymczasem dzieci, przez emocje, które wzbudzają, są maksymalnie wykorzystywaną grupą, jeśli chodzi o grupowe lub indywidualne wycieranie sobie mordy.


Przykład 1

No kurde nie da się być konstruktywnym. Połączenie słodokopierdzącego tabu dziecka nie na piedestale, znikomej zdolności czytania ze zrozumieniem oraz przeskakiwania do konkluzji przed ukończeniem czytania tekstu nieuchronnie prowadzi do katastrofy. 
Byłam przyjemnie zaskoczona tak rozsądnym tekstem na prorodzinnej stronce:
Oczywiście. 90% komentarzy wyrażało święte oburzenie, ŻE JAK TO DZIECKO MOŻE W CZYMŚ PRZESZKADZAĆ DZIECI TO MIÓD NA ZWIĄZEK I KAŻDY KTO TWIERDZI INACZEJ NIE MA LUDZKICH UCZUĆ WSZYSCY TACY WYGODNI HURR DURR TERAZ SIĘ W DUPACH POPRZEWRACAŁO TYLKO SEKS I WYGODA W GŁOWIE
Inne punkty na liście nie wzbudziły kontrowersji w ogóle. Ślepy kult płodności nie pozwala na propozycję innego punktu widzenia. Sugestia, że związki, w których miłość rodzica skupiła się tylko na dzieciach istnieją i są przykre też dla potomstwa to ŚWIĘTOKRADZTWO. 

Przykład 2

Wpychanie w usta swoich uroczych dzieci swoich słów dla celów takich jak
  • perwersyjna przyjemność matki, której przyznaję tytuł Atencyjnej Kurwy Roku

  • populistyczna agitacja polityczna 





Bo twierdzenie, że niemowlak już wie, że nigdy nie będzie potrzebował edukacji seksualnej (oraz że takowa wyklucza się wzajemnie z miłością) to żadna propaganda.

Sunday, November 16, 2014

Co nas kręci, co nas nie bardzo kręci, co nas WYJĄTKOWO nie kręci (mortality edition)

Tą jakże błyskotliwą parafrazą nieudanego tłumaczenia tytułu fimu Allena pozwolę sobie zacząć przegląd zjawisk ostatniego (?) czasu.
Kiedy zabrałam się dzisiaj z wielką weną do pisania jakiegoś spójniejszego tekstu okazało się, że w głowie mi tylko łamanie ciszy przedwyborczej i inny wandalizm, więc oszukałam system kompilując taką oto listę.

Bardzo nie na propsie:


Szczepionkowi sceptycy

Dramat taki sam jak z GMO, bo akurat się temat zrobił medialny (spiseg! + narażanie niewinnych dzieci!). Słyszałam dużo argumentów, każdy żenujący.

Że to kontrola państwa, które szczepi obywateli jak właściciel szczepi bydło.

Cóź, o ile nie żyjesz na pustyni, możesz, i prawdopodobnie stanowisz zagrożenie dla innych. Więc kiedy mieszkanie w danym państwie wiąże się z przestrzeganiem zasad na drodze (te ograniczenia prędkości ograniczają moje delikatne ego!), czy w obliczu chorób zakaźnych, twoje poparte oszołomskimi przesłankami wątpliwości nie powinny narażać wszystkich innych na utratę zdrowia lub życia.

Że (uwaga, grubo), kontakt wirusa w szczepionce z układem odpornościowym organizmu pozwala wykształcić wirusom nowe metody radzenia sobie z tym układem.
Boże, całe szczęście, że żadne wirusy nie docierają do mnie kiedy na uczelni/w tramwaju ludzie na mnie kichają. Przecież wirusy są tylko w szczepionkach (a geny tylko w GMO).

Że powikłania po szczepionce mogą być groźne.
Suko, proszę. Gdyby tylko ci sami ludzie poświęcili pół godziny na zapoznanie się z ponurymi (i bardzo częstymi) powikłaniami klasycznych chorób zakaźnych...






















Śmierć Brittany Maynard

W skrócie (jeśli ktoś nie zna historii): laska dowiaduje się, że umrze w ciepieniach na nowotwór mózgu. Decyduje się na eutanzję, o którą w USA nie zawsze tak łatwo. Część pozostałego jej czasu poświęca walcząc o prawo do tego wyboru dla innych ludzi. Umiera, czym irytuje wiele osób.

Jeśli chodzi o reakcje środowisk konserwatywnych - zdychaj, "cywilizacjo życia":


Na propsie:


Martwe oposy

źródło TU
Nie, serio. Oposy to fantastyczne zwierzęta, które wyglądają tak samo uroczo/paskudnie przed i po śmierci. Nie mogę być jedyną osobą, która tak myśli - oto oposowa sztuka (oposy zginęły na drodze, bo słabo ogarniają koncept motoryzacji)
 A to w ogóle był odjazd, bo szkoła w Nowej Zelandii zorganizowała konkurs na przebieranie martwych oposów dla dzieci. A potem musiała pozwalniać kilka osób, ale chyba warto było, zdjęcia mówią same za siebie.








Caitlin Doughty



Lubię łamanie tabu, gdy jest w tym jakiś zbożny cel (na przykład irytowanie środowisk, które lubią przyklepywać różne tematy, bo TRADYCJA albo NORMALNOŚĆ).
Caitlin robi to fantastycznie, mówiąc o śmierci, śmiertelności, żałobie itd, z szacunkiem ale bez pruderii.


Hm... Jakoś tak wyszło, że wszystkie punkty dotyczą w jakimś sensie śmierci. To niezamierzone, choć możliwe, że nieprzypadkowe.
Idźcie na wybory.

Tuesday, November 4, 2014

You have (n) not yet installed updates on your mind

Wiadomo, nie ma nic gorszego niż farbowany lis. Ktoś, kto zmienił swoje poglądy, już na wieki nie jest godny zaufania. Konserwatyści cenią sobie ludzi, którzy nie tylko bez wprowadzania zmian kultuwują te same poglądy co we wczesnym dzieciństwie, ale najlepiej tym samym przedłużają trwającą od pokoleń tradycję rodzinną. Podważa się autorytet polityka/naukowca/działacza, który na przestrzeni lat zmienił akieś fundamentalne założenie w swojej pracy.
Jaką właściwie wartość reprezentuje taka stałość?

Sztuczne Fiołki
Konsekwencję, coś bardzo cenionego w kulturze Zachodu (ale Wschodu już nie tak bardzo).
I lojalność. Cecha ta jest ceniona ponad uczciwość i wierność faktom zwłaszcza przez konserwatystów.
Czy tylko mnie niepokoi, że ktoś woli ufać ludziom, którzy pozostają wierni np. ideologii wbrew wszystkiemu? Nie mogę nie traktować takiego podejścia jako bardziej ignoranckiego, po prostu mój umysł się buntuje. To się wiąże ze ślepym wykonywaniem rozkazów, ograniczeniem pola do dyskusji i z brakiem autorefleksji, tak samo jak refleksji nad posiadaną wiedzą/poglądami.
Szczerze wierzę, że świat byłby zdecydowanie mniej okropnym miejscem, gdyby ludzie częściej dla zwykłej higieny kontrastowali swoje przekonania z innymi punktami widzenia i więcej wnikali w źródła przyswajanych faktów. To proste, byłoby dzięki temu mniej radykałów, a nieważne jaka to postawa; radykał to zawsze katatrofa.
Traktuję to jako taką regularną kalibrację. Nie zmieniam z dnia na dzień opinii o 180 stopni, nie staję się szowinistką, bo przeczytałam artykuł jakiejś konserwatystki. Ale dzięki temu mam przynajmniej nadzieję, że unikam popłynięcia z prądem ku karykaturze np. feminizmu i nie łykam odruchowo wszystkiego ze stosownymi etykietkami ("jest lewackie, więc MUSZĘ się zgodzić").

Problemem z konstruktywnym podejściem do własnej wiedzy i poglądów jest nie tylko strach przed utratą wiarygodności w czach zwolenników bezwzględnej lojalności. To też sprawa dysonansu poznawczego (i tu włącza się mój belferski duch) i będę go z wami wałkować, aż obudzeni w środku nocy powiecie co (między innymi) jest źródłem zła i ignorancji na tym świecie. Stary, dobry dysonans poznawczy. Jest niemiły. Nie tylko wymaga stawieniu czoła zmianom we własnym umyśle, ale też przed innymi.

Niby czemu ludzie (w komentarzach), którym fachowiec tłumaczy, czemu należy obalić mit przelewania piwa i kropek na spodzie puszek idą w zaparte, że to, co ktoś kiedyś im powiedział jest bardziej wiarygodne? Bo już opowiedzieli to kolegom jako ciekawostkę. Mieliby teraz sprostować kiedy ktoś na imprezie się na nich powoła w tej kwestii? Już lepiej okłamać siebie na tyle skutecznie, żeby wyprzeć argumenty przeciw.

Update to dobre wyjście. Jasne, nie każda kolejna wersja jest lepsza od poprzedniej, ale właśnie dlatego lepiej żadnej nie uznawać za ostateczną. Ostatecznie, trzeba było się przemęczyć po dobrym XP z Vistą, żeby cieszyć się Windows 7.