Mamy tu zawiły problem. Co nie powinno być dziwne, bo każdy problem jest zawiły, a jeśli nie, to albo ignorujemy coś bardzo istotnego, albo tak naprawdę nie mamy do czynienia z problemem.
Oto stwierdzenie, na które mamy liczne i przekonujące dowody: jako dzieci naszej cywilizacji nieuchronnie mamy na rękach krew żywych istot, która jest ceną za nasz styl życia.
W żadnym razie nie chodzi mi o to, jak niektórzy mówią, że nie warto się w ogóle starać, bo i tak nic nie zmienimy. Możemy mieć na rękach trochę krwi albo dużo, możemy to być krew, której przelania nie mogliśmy uniknąć, bo ta cywilizacja była taka jaka jest bez naszej zgody zanim przyszliśmy na świat, ale może też być to krew przelana wyłącznie dla naszej zachcianki. Niektórym robi to różnicę, innym nie. Niektórym, którym robi to różnicę po prostu będzie smutno, inni poświęcą całe życie żeby ograniczyć swój udział w tym wszystkim.
Miałam ostatnio do czynienia z oficjalnie najbardziej bezsensownym argumentem z kategorii "zawsze się trochę morduje". Pewien wegański sportowiec pochwalił się na facebooku Fairphonem - smartfonem produkowanym bez cierpienia i wyzysku. Pewien pan napisał:
Komentarz uważam za zbędny.Chłopie, a wiesz, że twórcą fb jest Żyd, a Żydzi ginęli w czasie Holokaustu? A wiesz, że codziennie pijesz wodę, a dzieci w Afryce umierają z powodu jej braku? (...) Daj sobie na luz
Różne (zamierzone i nie) akcje konfrontujące ludzi ze źródłem ich mięsa zwykle pokazują, że nie są oni zadowoleni z tej świadomości. I oczywiście "gdyby rzeźnie miały szklane ściany wszyscy bylibyśmy wegetarianami". Kwestie etyczne dotyczące zabijania zwierząt są w dużej mierze relatywne, jak wszystkie takie kwestie. Akurat z mojego punktu widzenia taka świadoma ślepota jest mniej godną postawą niż refleksja nad konsekwencjami swoich wyborów. Z tej postawy wynika świadomość, że różne poświęcenia mające na celu ograniczenie cierpienia są słuszne, ale nigdy nie pozwalają na przyznanie sobie certyfikatu 100% cruelty free. Niestety jest to problem wielu wegetarian i wegan. Nazywają zjadaczy mięsa (lub, odpowiednio, nabiału itd) mordercami, będąc pewni swojego absolutnie nieskalanego sumienia. Działają zerojedynkowo - albo jesteś mordercą, albo moralnym przyjacielem natury, nie chcą przyjąć, że to dosyć płynne kategorie. Poczucie własnej moralności i wyższości nad tymi niemoralnymi jest tak przyjemne, jak i złudne. Jest kwestią dyskusyjną, czy faktycznie produkcja pokarmu dla osoby na diecie roślinnej w szerszej perspektywie powoduje śmierć większej ilości czujących istot niż produkcja mieszanej diety, jest jednak pewne, że rutynowo prowadzi ona do śmierci zwierząt. Tak samo jak produkcja wielu produktów codziennego użytku, która również jest związana z cierpieniem ludzi.
Chcę bardzo wyraźnie podkreślić, że uważam, że noszenie koszulki fair trade jest lepsze niż takiej z oczywistego sweatshopu, uszystej rękami przymierającego głodem dwunastolatka. Problem zaczyna się gdy jej nosiciel zakłada swoją moralną wyższość nad innymi. Zresztą, możemy się nie przejmować co sobie myśli jakiś snob. Może to dotyczyć prawdziwego świata w inny sposób. W większej skali nie jest niestety pewne czy faktycznie ta koszulka sprawia, że dana osoba jest zupełnie bez winy. I czuje się zupełnie usprawiedliwiona, bez konieczności jakichkolwiek starań o mniej przepełniony cierpieniem świat, bez konieczności nawet refleksji, bo przecież ręce mam czyste.
Bezpiecznym etycznie wg. mnie rozwiązaniem jest nie oszaleć z wyrzutów sumienia, że żyjemy jak żyjemy, ale zawsze zakładać, że nasza obecność na Ziemi kosztuje więcej, niż jesteśmy świadomi.
Myślącego człowieka raczej nie zszokuje informacja, że mięso robi się ze zwierząt, ale większa świadomość tego, jak to działa powinna pobudzić do myślenia (a to przecież nie zaboli).
Jedna z osób, która bierze udział w tym nagraniu mówi "pewnie to doświadczenie nie sprawi, że przestanę zupełnie jeść mięso, ale na pewno będę więcej o tym myśleć".
Kiedy jadłam dzika, którego zastrzeliła bliska mi osoba, po wysłuchaniu szczegółowego opisu tego, co miało miejsce zanim pyszna karkówka znalazła się na moim talerzu, miałam okazję pomyśleć o tym konkretnym odyńcu, który biegał sobie po lesie, żył swoim życiem i pewnego dnia dostał jedną śmiertelną kulkę. Skupiłam się bardziej na fascynacji i szacunku niż strachu i wstręcie, nie pozwoliłam też tej świadomości skulić się gdzieś z tyłu mojej głowy. Niekoniecznie z tego powodu jem zdecydowanie mniej mięsa niż wcześniej i nie wykluczam, że zrezygnuję z niego zupełnie. Ale hej, świadomość to złożona rzecz.