Tuesday, June 30, 2015

Jak bardzo "100% cruelty free"?

Mamy tu zawiły problem. Co nie powinno być dziwne, bo każdy problem jest zawiły, a jeśli nie, to albo ignorujemy coś bardzo istotnego, albo tak naprawdę nie mamy do czynienia z problemem.
Oto stwierdzenie, na które mamy liczne i przekonujące dowody: jako dzieci naszej cywilizacji nieuchronnie mamy na rękach krew żywych istot, która jest ceną za nasz styl życia.
W żadnym razie nie chodzi mi o to, jak niektórzy mówią, że nie warto się w ogóle starać, bo i tak nic nie zmienimy. Możemy mieć na rękach trochę krwi albo dużo, możemy to być krew, której przelania nie mogliśmy uniknąć, bo ta cywilizacja była taka jaka jest bez naszej zgody zanim przyszliśmy na świat, ale może też być to krew przelana wyłącznie dla naszej zachcianki. Niektórym robi to różnicę, innym nie. Niektórym, którym robi to różnicę po prostu będzie smutno, inni poświęcą całe życie żeby ograniczyć swój udział w tym wszystkim. 
Miałam ostatnio do czynienia z oficjalnie najbardziej bezsensownym argumentem z kategorii "zawsze się trochę morduje". Pewien wegański sportowiec pochwalił się na facebooku Fairphonem - smartfonem produkowanym bez cierpienia i wyzysku. Pewien pan napisał:
Chłopie, a wiesz, że twórcą fb jest Żyd, a Żydzi ginęli w czasie Holokaustu? A wiesz, że codziennie pijesz wodę, a dzieci w Afryce umierają z powodu jej braku? (...) Daj sobie na luz
Komentarz uważam za zbędny. 


Różne (zamierzone i nie) akcje konfrontujące ludzi ze źródłem ich mięsa zwykle pokazują, że nie są oni zadowoleni z tej świadomości. I oczywiście "gdyby rzeźnie miały szklane ściany wszyscy bylibyśmy wegetarianami". Kwestie etyczne dotyczące zabijania zwierząt są w dużej mierze relatywne, jak wszystkie takie kwestie. Akurat z mojego punktu widzenia taka świadoma ślepota jest mniej godną postawą niż refleksja nad konsekwencjami swoich wyborów. Z tej postawy wynika świadomość, że różne poświęcenia mające na celu ograniczenie cierpienia są słuszne, ale nigdy nie pozwalają na przyznanie sobie certyfikatu 100% cruelty free. Niestety jest to problem wielu wegetarian i wegan. Nazywają zjadaczy mięsa (lub, odpowiednio, nabiału itd) mordercami, będąc pewni swojego absolutnie nieskalanego sumienia. Działają zerojedynkowo - albo jesteś mordercą, albo moralnym przyjacielem natury, nie chcą przyjąć, że to dosyć płynne kategorie. Poczucie własnej moralności i wyższości nad tymi niemoralnymi jest tak przyjemne, jak i złudne. Jest kwestią dyskusyjną, czy faktycznie produkcja pokarmu dla osoby na diecie roślinnej w szerszej perspektywie powoduje śmierć większej ilości czujących istot niż produkcja mieszanej diety, jest jednak pewne, że rutynowo prowadzi ona do śmierci zwierząt. Tak samo jak produkcja wielu produktów codziennego użytku, która również jest związana z cierpieniem ludzi. 
Chcę bardzo wyraźnie podkreślić, że uważam, że noszenie koszulki fair trade jest lepsze niż takiej z oczywistego sweatshopu, uszystej rękami przymierającego głodem dwunastolatka. Problem zaczyna się gdy jej nosiciel zakłada swoją moralną wyższość nad innymi. Zresztą, możemy się nie przejmować co sobie myśli jakiś snob. Może to dotyczyć prawdziwego świata w inny sposób. W większej skali nie jest niestety pewne czy faktycznie ta koszulka sprawia, że dana osoba jest zupełnie bez winy. I czuje się zupełnie usprawiedliwiona, bez konieczności jakichkolwiek starań o mniej przepełniony cierpieniem świat, bez konieczności nawet refleksji, bo przecież ręce mam czyste.
Bezpiecznym etycznie wg. mnie rozwiązaniem jest nie oszaleć z wyrzutów sumienia, że żyjemy jak żyjemy, ale zawsze zakładać, że nasza obecność na Ziemi kosztuje więcej, niż jesteśmy świadomi. 
Myślącego człowieka raczej nie zszokuje informacja, że mięso robi się ze zwierząt, ale większa świadomość tego, jak to działa powinna pobudzić do myślenia (a to przecież nie zaboli).
Jedna z osób, która bierze udział w tym nagraniu mówi "pewnie to doświadczenie nie sprawi, że przestanę zupełnie jeść mięso, ale na pewno będę więcej o tym myśleć".
Kiedy jadłam dzika, którego zastrzeliła bliska mi osoba, po wysłuchaniu szczegółowego opisu tego, co miało miejsce zanim pyszna karkówka znalazła się na moim talerzu, miałam okazję pomyśleć o tym konkretnym odyńcu, który biegał sobie po lesie, żył swoim życiem i pewnego dnia dostał jedną śmiertelną kulkę. Skupiłam się bardziej na fascynacji i szacunku niż strachu i wstręcie, nie pozwoliłam też tej świadomości skulić się gdzieś z tyłu mojej głowy. Niekoniecznie z tego powodu jem zdecydowanie mniej mięsa niż wcześniej i nie wykluczam, że zrezygnuję z niego zupełnie. Ale hej, świadomość to złożona rzecz.

Sunday, June 21, 2015

Gdyby logika światopoglądowych debat obowiązywała wszędzie

Przy stole
A: Zaraz... Czy ty jesz rybę nożem i widelcem?
B: Tak, zawsze tak mi się wygodnie jadło.
A: Ale rybę trzeba jeść dwoma widelcami. Tak jest w mojej książce o manierach.
B: Wiem, ale akurat nie uczyłam się z twojej książki o manierach. Chcę sobie zjeść mojego dorsza jak każdy przy tym stole, tylko nożem i widelcem. Nie będę nikomu przeszkadzać w używaniu samych widelców.
A: Przecież tu są dzieci! Jeszcze pomyślą, że tak można jeść! Jak musisz, to jedz sobie czym chcesz, ale u siebie w domu jak nikt nie patrzy.

W kawiarni
A: Przepraszam, moja kawa jest zimna.
B: I z tego powodu przychodzi pan narzekać? Inni dostali ciepłą kawę.
A: Wiem, ja też bym chciał napić się ciepłej kawy. Czy mógłbym dostać ciepłą kawę?
B: Inni dostali ciepłą i nie przychodzą z zażaleniem! 

 W sklepie
A: O, tam jest papier toaletowy.
B: Ale musimy kupić chleb.
A: Została nam tylko jedna rolka w domu.
B: CZY NIE ROZUMIESZ ŻE SĄ WAŻNIEJSZE SPRAWY NIŻ PAPIER
A: Wiem, ale nie możemy kupić jednego i drugiego?
B: TAM JEST CHLEB. PRZYSZEDŁEM PO CHLEB.
A: Ok, to ja pójdę po papier i spotkamy się przy kasie.
B: CZEMU MÓWISZ O PAPIERZE SKORO SKOŃCZYŁ SIĘ CHLEB. CHCESZ ŻEBYŚMY UMARLI Z GŁODU

W czyimś domu
A: Czemu nie słuchasz Budki Suflera.
B: Wolę inną muzykę, tato.
A: Ale wszyscy w tej rodzinie od zawsze słuchają Budki Suflera. To nasza tradycja.
B: Wiem, ale zacząłem słuchać innej muzyki i po prostu bardziej mi się podoba.
A: Nie rozumiesz, że przez ciebie nasza rodzina już nie będzie taka sama?
B: I tak nie będzie, tato. Jesteśmy w każdym pokoleniu trochę innymi ludźmi.
A: NIE BĘDZIE ZGODY NA PROMOWANIE INNEJ MUZYKI NIŻ BUDKA SUFLERA

Również w czyimś domu
A: Musimy przestać zostawiać mokre buty koło drzwi. Parkiet zaczyna się wypaczać od wilgoci.
B: I co, sugerujesz, że to z naszej winy się wypacza? Przecież w tym domu już ktoś mieszkał przed nami i w salonie też był trochę wypaczony.
A: Ale teraz my tu mieszkamy i szkoda, żeby podłoga się zniszczyła.
B: Nic nie trzeba robić, parkiet wypacza się przez naturalne procesy, na które nie mamy żadnego wpływu. Albo to wina kogoś innego, ale na pewno ja nie mam z tym nic wspólnego.

Na stacji benzynowej
A: Przepraszam, ja i sporo innych ludzi chcemy parówki z materiału X, a mają państwo tylko z Y. Czy rozważylibyście może wprowadzenie parówek z X? Chętnie byśmy je kupowali.
B: MNIEJSZOŚĆ NARZUCA SWOJE PRAWA WIĘKSZOŚCI! MACIE JEŚĆ PARÓWKI Z Y ZBOCZEŃCY

Czy świat nie byłby żenujący, gdyby taka logika nim kierowała w tak prostych sprawach?
A nie, to ostatnie to akurat dosłowny przykład. 

Przedostatni inspirowany po części tym: 



Thursday, June 18, 2015

Do I feel lucky? Well, do ya, punk?

Co oni mają z tym epatowaniem bronią, no naprawdę. Ok. Wiem, wiem, moje zdjęcie profilowe na blogspocie.
Co ciekawe kilka osób tylko na jego podstawie wzięła mnie za libertariankę (jakby to słowo w żeńskiej formie nie było żartem samym w sobie). Nie, nie chodzi o broń jako taką. Przy odpowiedniej wiedzy i obyciu broń jest bardzo fajna.
Martwi mnie mocna wiara w broń jako rozwiązanie problemów tego świata.
Broń służy obronie wszystkiego co dobre. Przecież w każdej chwili może nadejść radziecki oprawca, a wtedy rzesze amatorów w panice i zamieszaniu doprowadzą do licznych wypadków ze skutkiem śmiertelnym  obronią swe domostwa, rodziny, honor, wiarę i ojczyznę. 


Jest też bardzo nie dżender (czyli dobrze). Jak wiadomo płoche serce niewiasty czyni ją mniej zdatną do dzierżenia spluwy, za to jej mężczyzna ma szansę się raz w życiu wykazać. Mężczyzna tym dowodzi swej męskości, że kulom się nie kłania, niezabezpieczony pistolet skierowany lufą w stronę własnego krocza nosi za paskiem, a gdy ktoś w niego celuje, samym testosteronem i włosami na klacie zbija pociski. A nie, jednak normalny człowiek, niezależnie od płci powinien bać się narzędzia stworzonego również w celu zabijania ludzi, bo łatwo go użyć niewłaściwie. Na tym między innymi polega zdrowie psychiczne.
Czytałam trochę komentarzy w głośnej sprawie z ratownikami i tłumaczką. Głównie upadek wiary w człowieka, takie tam.
Epicka opowieść o zaginionych znakach zapytania i o odnalezieniu jednego, ale po spacji.
Kilka razy pojawiły też się głosy, że wniosek z tego taki, że każdy powinien nosić broń. Czy tylko mi wydaje się dziwną taka reakcja na historię o brutalności i przewadze liczebnej? Czy faktycznie ta sytuacja byłaby lepsza, gdyby kobieta dostająca ataku padaczki, ale za to z bronią, byłaby sama w tamtym pokoju z dwoma dużymi facetami, do tego uzbrojonymi? Nie widzę szansy na to, żeby ta sytuacja skończyła się lepiej w ten sposób. Wyścig zbrojeń między potencjalną ofiarą a potencjalnym napastnikiem bywa tematem dyskusji, a w tej sprawie brzmi wyjątkowo ponuro.
Uzbrojone społeczeństwo wciąż będzie niebezpieczne, tylko z większą ilością wystrzałów. Naprawdę chcecie po fakcie liczyć kule i kłócić się, że jednak po ilości killi nie terroryści wygrali?

Tuesday, June 9, 2015

Jeszcze pożałuję

"Żałuję" wyznaje bohaterka spotu przypominającego jak szybko mija życie, jak szybko leci czas, że zegar biologiczny tyka, a dzieci lepiej mieć przed mieszkaniem i dobrze płatną pracą. Nie wiadomo dokładnie z kim, widocznie bowiem jest oczywiste, że realizacja ambicji tak niedorzecznych jak kariera, nieruchomości i wyjazdy wyklucza też znalezienie partnera. Biedna kobieta. Mężczyzn ten problem zapewne nie dotyczy, bo są dłużej płodni. Chociaż ona akurat też wygląda raczej młodo, ale może to jej egoizm ją tak zakonserwował. 
MAM 150 LAT I JAK WYPOWIEM ZAKLĘCIE TO ZNIKNIESZ
Już nawet nie będę się wdawała w jakieś wielkie dywagacje, że gra na emocjach, że realia są różne itd itd. Skupię się na tym żalu. 
I nie, z góry mówię, że to nie tak, że nienawidzę dzieci. Być może sama pewnego dnia się rozmnożę. Nie mam jednak zamiaru teraz porzucać myśli o dalszym rozwoju naukowym tylko dlatego, że ktoś mi pokazuje kobietę, która żałuje i czuć bojaźni i drżenia, że będę sobie sama winna jeśli nie zdążę, i jeśli nie będę nigdy przekonana, to moje życie będzie nieuchronnie puste i skazane na żal.

"Bo kiedyś kobieta może pożałować" jest używane dość regularnie jako argument przeciw dostępowi do aborcji, również tej w obecnym, sensownie ograniczonym zakresie. Przypominam, że mówimy o dorosłych osobach (chociaż tylko kobietach), które ktoś pragnie uchronić przed konsekwencjami własnych decyzji. Pytanie tylko czemu. Z jakiegoś powodu właśnie rozmnażanie zostaje uznane za kwestię, w której trzeba publicznie mówić dorosłym ludziom, że nie wiedzą co dla nich dobre. 
Nie chodzi mi o to, że nie ma opcji, że jednak pożałują. Ale pożałują też wielu innych rzeczy, często dużo bardziej boleśnie. Podejmowanie ważkich decyzji ZAWSZE wiąże się z podjęciem pewnego ryzyka (z kurewskim żalem włącznie) oraz szansą osiągnięcia pewnych korzyści. Odpowiedzialność za własne życie polega na tym, że staramy się brać pod uwagę czynniki za i przeciw, szansę i ryzyko, a następnie ponosić konsekwencje tych wyborów. Nie mówi się za dużo o tym, że planowanego macierzyństwa też niektórzy żałują. Żałują wybranego kierunku studiów i kariery, żałują wyboru małżonka, bolesnych słów powiedzianych rodzicom, wyjazdu za granicę, albo rezygnacji z niego. Nikt, czy bliska osoba, czy prawodawca, nie ochroni nas przed nami samymi. Nikt, wbrew przekonaniu twórców takich spotów, nie jest w stanie przewidzieć jak dany wybór się dla nas skończy.
Miej dziecko na wszelki wypadek, bo a nuż pożałujesz. Znam lepsze powody.
Tak, to szokujące, ale ludzie potrzebują w życiu różnych rzeczy. Nie każda kobieta musi być matką. Nawet nie każda kobieta, która by tego chciała, musi być matką. Kobieta, która by chciała, ale nie może, nie ma dobrego kandydata na ojca itd, mimo żalu związanego z niespełnieniem w tej kwestii też może być szczęśliwa. Oczywiście, widocznie nie do mnie ta reklama, skoro nie zaczęłam bać się żalu. Przecież nie jest do każdego. Czemu w ogóle mnie to rusza? Bo nie podoba mi się sugestia, że jednostkowa historia dotycząca czegoś tak intymnego jak samorealizacja, macierzyństwo i życiowy żal ma być dźwignią reklamy - jawnie perswazyjnym narzędziem przekazu. Dajcie spokój ludziom, mają już dość ciotek gadającym im dokładnie to samo. Jakoś to nie pomaga. A jak będą żałować, to trudno, przynajmniej własnych decyzji będą żałować.
A mogłem zamówić klona kiedy byłem młody