Wednesday, June 25, 2014

Czego nauczyła mnie Fronda

Postanowiłam, że skoro i tak w celu poznania wroga okazjonalnie przeglądam Frondę.pl, mogę zrobić jak największy użytek z tego doświadczenia i podzielić się ze światem zdobytą wiedzą. Mimo wielkiej pokusy aby założyć tam konto umożliwiające postowanie komentarzy za każdym razem, gdy dyskusja sięga dna patologii, szczęśliwie jeszcze tego nie zrobiłam. (I tu pozdrawiam drogiego Arka) Ponieważ gdy spoglądasz w otchłań Frondy, ona nie tylko spogląda w ciebie, ale jeszcze usiłuje zrzygać ci się w twarz.
Poniższe obserwacje pochodzą z wnikliwej analizy dynamiki dyskusji pod artykułami, w których nie brałam czynnego udziału ponieważ powyższe.


1. Jeśli powołasz się na statystyki usłyszysz, że "są wielkie kłamstwa i statystyka".

Na przykład ostatnio Poszukiwacz Prawdy tak zareagował na wyniki leczenia nowotworów chemią i radioterapią, ponieważ on usilnie stara się udowodnić SPISEG. Raka leczy wiesiołek, a lekarze chemioterapią dokonują uboju rytualnego ludzi (sic!) (sick!).
[Dodam jeszcze, że Poszukiwacz, zwany Pepusiem, może i jest psycholem, ale też bardzo akceptowanym przez prawomyślnych frondelków. Jeśli jednak jego ciągły udział w dyskusjach jest oznaką trollowania, a nie prawilnych poglądów (antyfeministyczne, anty medycyna, anty lewica) to w sumie jeszcze gorzej, bo jego problemy psychiczne muszą być jeszcze głębsze.]

2. Jeśli frądle powołują się na statystyki, to znaczy, że mają świętą rację. Nieważna metodologia, grupa badawcza i reputacja badaczy.

Np. antykoncepcja hormonalna powoduje raka, bo tak wyszło w badaniu 100 bardzo otyłych kobiet w Ameryce Łacińskiej.

3. "Daily Mail" to wiarygodne źródło informacji.

Dopóki udowadnia, że geje piją krew.

4. Jeśli wskażesz np. Pepusiowi, że jest bardzo odosobniony w swoich teoriach, powie że jesteś częścią złowrogiej konspiracji a on, prawie sam, walczy o prawdę.


5. Jeśli jakakolwiek mniejszość domaga się swoich praw, to powinni ustąpić decyzjom większości.

Bo większość nie może się mylić. Chyba że chodzi o zdemoralizowaną większość pod wpływem Antychrysta, która rządzi światem i wprowadza edukację seksualną do szkół.

6. Jeśli powołasz się na nieprzyjemny, niewygodny detal, to epatujesz swoim zboczeniem.

Nawet jeśli przypominasz o cierpieniu zgwałconej dziewczynki, której odmówiono aborcji. Samo mówienie o tym automatycznie rzuca na ciebie podejrzenie pedofilii. Zamknij mordę!

7. Jeśli oni wrzucają zdjęcia rozszarpanych płodów lub piszą z detalami o swoich fantazjach na temat seksu analnego, to robią to po to, by wskazać błędy swoich przeciwników.


8. Przyznanie komuś praw równych z tym, co oni uważają za słuszne jest równe odebraniu im praw.


9. Kiedy snujemy fantazje o mordowaniu i poniżaniu gejów/feministek/lewaków, my tylko korzystamy z naszej wolności słowa.



Moja rada: nie warto się w to mieszać. Warto wiedzieć, że psychopatów, którzy snują plany o obowiązkowych testach ciążowych na przejściach granicznych i wydawaniu dziewczynek za mąż po pierwszej miesiączce, żeby im "atrakcyjność i studia w głowach nie poprzewracały" jest dużo.
Ale dyskusji w internetach się nie wygrywa. Na szczęście w przypadku frondelków wystarczy usiąść i poczekać, aż sami się ośmieszą i zaplączą.

Tuesday, June 24, 2014

pieniądze za darmo

Minęły świetlane czasy, gdy stacje telewizyjne robiły z ludzi kretynów i odpalały im procent (patrz Big Brother). Polacy w pełni pojęli moc Youtube i social media wszelkiego rodzaju.

W wydaniu Facebookowym potrzebujemy dwóch rzeczy - przywabiacza (do przywłaszczenia za frajer) i masy debili (o to nietrudno). Najlepszy przykład:
Lepsza kasa czeka na Youtube. Potrzebujemy tu debila, może być też osoba upośledzona, do roli bohatera i dużego grona trolli (łatwo dostępni) jako widzów.
Okej, trolle same się znajdą. Skąd bierzemy naszego bohatera?
Tu problem rozwiązuje się sam. Internet wyzwolił w ludziach nieskończone pokłady ekshibicjonizmu i pozwolił rozkwitnąć marzeniom o sławie pobudzanym wcześniej przez programy telewizyjne typu talent show i reality show. Klucz to naleźć osobę na tyle tępą, że będzie śmieszna nawet robiąc właściwie ciągle to samo, wystarczająco oderwaną od rzeczywistości, że uwierzy w swoją szansę na sławę i nie odkryje, że wszyscy głęboko nią pogardzają, oraz tak pozbawioną zdolności krytycznych, że mimo braku jakiegokolwiek talentu, prezencji, poglądów i pomysłów jest w stanie wierzyć, że zostanie gwiazdą. 
Mam wrażenie, że media produkują celebrytów-potworki głównie w celu podjudzania marzeń maluczkich. Jeśli Frytka zyskała taką popularność, może i ty pewnego dnia pójdziesz do jakiegoś talkshow aby zostać absolutnie sponiewieranym przez prowadzącego, a następnie staniesz się pośmiewiskiem całego kraju na co najmniej miesiąc 
I mamy Bonusa. Mamy Bonzo i Kobrę. 
rapszot.pl
Duet Bonzo i Kobra to w ogóle przykra sprawa. Co do Bonusa nie mam pewności, ale ta dwójka jest zwyczajne upośledzona. Ich złudzenia adekwatności (kalka, bo po polsku nie mamy na to tak trafnej nazwy) doprowadziły ich jak widać na salony. Trafili pod skrzydła Telewizja TV i robią tam z powodzeniem za tuczne gęsi znoszące złote jaja. Są idealnymi ofiarami takiej praktyki, ponieważ nie widzą różnicy między materiałem, który staje się popularny dzięki choćby śladowej użyteczności, wartości merytorycznej lub autentycznej śmieszności, a czymś co go wyjątkowo partacko próbuje udawać. Ich zdolności intelektualne nie pozwalają im na odkrycie różnicy między akceptowalnie wykonanym rapem a tym, ani filmikiem instruującym jak pomalować pazury a tym.
Jest cienka granica między tym co tępe masy łykną jako hit i wartość, a z czego ukręcą bekę. Prawdę mówiąc, jest ona smutno cienka, patrząc na wszystkie gnioty, które stały się hitem i vlogi urodowe, które stają się absolutną podstawą życia tylu lasek. 
Robienie pieniędzy na krulach internetów takich jak Bonzo i Kobra jest proste i tak naprawdę legalne. Zgodnie z nomenklaturą Człowieka Wargi jest to sarkazm okupiony cudzym srakazmem. Czy jest w porządku robić coś takiego, nawet jeśli nasza pełnoletnia ofiara sama wyraża zgodę, ale tylko dlatego, że mentalnie nigdy nie wyszła z piaskownicy? Nie mnie oceniać, zwłaszcza że podstępem przywiązana do krzesła i z nożem na gardle obejrzałam niektóre filmiki z Bonzem i Kobrą w rolach głównych i mimo heroicznego wysiłku siły woli i tak się trochę śmiałam. Co to jednak mówi o nas jako społeczeństwie? Ha, odwróciłam uwagę od siebie! Dym i lustra, to zawsze dym i lustra. 

Na koniec chciałabym podziękować wszystkim czterem osobom, które czytają mojego bloga, mamie, tacie, rodzeństwu i królikom. A teraz, jak każda radykalna feministka, zabieram się do intensywnego nienawidzenia mężczyzn i jak się wyrobię, to zrobię sobie in vitro i aborcję, a jak nie starczy czasu, to tylko aborcję. 

Sunday, June 22, 2014

Niepiękne, niewierne, szwagier zrobiłby lepiej

Tłumaczenia. Z perspektywy osoby jeszcze w trakcie kształcenia w tym zawodzie pozwolę sobie na refleksję nad jednym z problemów tego zajęcia. Nie ma postaci bardziej tragicznej niż tłumacz, który musi, cytując profesor Tabakowską, tłumaczyć się z tłumaczenia. To kariera dla współczesnych Werterów, którzy są przygotowani na wieczne niezadowolenie i jedno wielkie "tak źle i tak niedobrze". Och, więc mówisz że jesteś postmodernistycznym poetą łączącym tradycje turpistyczne z wczesnopozytywistycznym przekazem społecznym? Czeka Cię więcej satysfakcji zawodowej i zrozumienia społecznego niż biednego tłumacza, który chce dobrze, ale nikt w to nie wierzy.

Oto typowy przykład; tłumaczenia tytułów filmów. Na samą myśl muszę na chwilę iść się przewietrzyć. Po milionie tępawych zarzutów wobec tłumaczy i godzinach krwawych bitew stoczonych w internecie (przynajmniej argumenty przydały mi się na rozmowie wstępnej na specjalizację, za co dziękuję wszystkim filozofom należącym do szkoły "nie znam się, to się wypowiem") moje stanowisko w tej sprawie jest krótkie. Nikt nie jest szczęśliwy, choćby nie wiem co. Trudno, że to zwykle nie tłumacz jest odpowiedzialny za tytuł. Trudno, że przeciętny Polak, który bez tłumaczenia filmu by nie zrozumiał (i żaden wstyd, ale mógłby docenić, że ktoś jednak przetłumaczył, jeśli jest dobrze zrobione) zakłada że tłumacz, który zrobił dobrze cały film, ze slangiem, grami słów itd, jest kretynem, bo myślał że "die" znaczy "szklana" a "hard" to "pułapka", a przecież ów Polak słownik ma i się nie da w konia zrobić. Boli najbardziej, że czego wydawca filmu (najczęściej) wymyśli, tłumacz jest winny jednej z dwóch zbrodni:

a) tytuł nie jest dosłownym tłumaczeniem (a przecież "die" nie znaczy... itd.)

b) tytuł jest dosłownym tłumaczeniem (i brzmi głupio)

Super.

Ten problem jest wszędzie, nie tylko z tytułami. Oto symulacja:

The Pretty Reckless w kawałku "Zombie" śpiewa:

Kiss my gentle burning bruise

Okej, pomijamy drobny błąd gramatyczny i tłumaczymy jako proste, krótkie zdanie rozkazujące w języku polskim. Co robimy z bruise?
Oto co zrobiła Ruda_c(: w swoim amatorskim tłumaczeniu na tekstowo.pl

Pocałuj mojego delikatnie palącego siniaka

Wiernie? Powiedzmy. Pięknie? Nie bardzo.
Moim zdaniem tłumacz ma prawo w podobnej sytuacji zmienić tego siniaka na np. ranę (bo stłuczenie wciąż psuje klimat całości). Bo to nie podręcznik do medycyny ani powieść fabularna. Jeśli jednak tak to zostanie zrobione, prawdopodobnie ktoś doszuka się oryginału i podniesie raban. Jeśli jednak zostawimy tak dosłownie, fani estetyki i zachowania decorum też zgłoszą pretensje.
Tłumacz jest jak basista w zespole rockowym, im dłużej zostanie niedostrzegalny, tym lepiej.


Wiem przecież. Można być sławnym, ale jeśli się pragnie mieć święty spokój warto pozostać cichym bohaterem, szarą eminencją, odwrotnym ninją, który właśnie stara się nic nie zabić.

Thursday, June 19, 2014

Taka ładna dziewczyna...

Nie jestem osobą, która jakoś szczególnie szokuje swoim wyglądem, ale jest to problem, który mnie zadziwia i irytuje, nawet jeśli za bardzo nie dotyczy. Mam na myśli ludzi, którzy oczekują od ciebie tłumaczenia się ze swoich wyborów związanych z ubraniem/kolczykami/fryzurą itd., mimo że w żaden sposób twój wygląd nie podlega ich jurysdykcji. Wystarczyło te kilka razy w życiu ponosić przez parę tygodni niebieskie/różowe włosy i już mogę wymienić typowe sposoby poruszania tego problemu przez ludzi, których problemem moje włosy być nie powinny:
1. Moje ulubione, dramatyczne, bolesne: DLACZEGO TO ZROBIŁAŚ? Przypuszczalnie najlepsza odpowiedź: To nie ja, to oni... <płacz>
2. Urocze i naiwne: A ty tak chciałaś? Moja odpowiedź: Nie, ale do wyboru była jeszcze amputacja obu dłoni.
3. W obronie świętej cywilizacji białego człowieka: No i co ty wymyślasz, a takie ładne włosy miałaś! Jedyna dopuszczalna odpowiedź: milczenie.

To, co robisz z własnym wyglądem dotyka tych ludzi osobiście. To ich naprawdę boli. Ale jest jedna tego typu zaczepka, której nienawidzę najbardziej:
'"Taka ładna dziewczyna/ładny chłopak jesteś, a tak się oszpecasz!".
 Perfidne, bo nie dość, że ktoś się wtrąca w twoje życie, to jeszcze by wypadało dziękować za komplement. Chyba, że się wykręcisz, na przykład mówiąc:
Ja wiem, w tym świetle tak się wydaje. Ale tak naprawdę jestem strasznie brzydka i już nic mi nie zaszkodzi, więc z czystym sumieniem zrobiłam sobie tunele/tatuaż/obcięłam włosy na krótko.

Zwłaszcza obrzydza mnie to w klasycznej sytuacji kiedy mężczyzna, często całkiem obcy, dopytuje się tak dziewczyny, jakby faktycznie coś mu odbierała ingerując we własny wygląd wbrew jego gustowi. Na pewnym etapie zaczęło mnie już poważnie irytować kretyńskie żebranie o uśmiech.
Hej, uśmiechnij się! Szkoda, żeby taka ładna dziewczyna się nie uśmiechała! 
To jest absolutnie moja sprawa jaki mam wyraz twarzy i jeśli akurat wyglądam na przygnębioną lub zniesmaczoną może to oznaczać że:

 a) jestem przygnębiona lub zniesmaczona i trzeba mi dać spokój lub

 b) jestem przygnębiona lub zniesmaczona właśnie dlatego, że osoba radząca mi się uśmiechnąć jest w pobliżu i trzeba mi dać spokój

polecam stoptellingwomentosmile.com
Że histeryzuję? Jeśli ktoś nie rozumie, czemu czuję się nieprzyjemnie w takiej sytuacji, to znaczy, że ani nigdy w takiej nie był, ani nie potrafi sobie tego wyobrazić. Jest to uczucie zagrożenia i poczucia, że ktoś narusza twoją sferę prywatną. Identyfikuje się jako osoba, której jesteś winna/winny coś związanego z własnym wyglądem. Usiłuje cię dominować w taki sposób, skąd wiesz, że nie szuka sposobu, żeby posunąć się dalej? Nie zgadzam się uważać tego za wyraz troski i okazanie uwagi. Nie uważam tego za przyjazną interakcję. Nie jestem zobowiązana odpowiadać na frywolne zaczepki sąsiadów w windzie/pasażerów w pociągach/panów w sklepach i udawać że bawi mnie zabawa w flirt.

Tuesday, June 10, 2014

mój związek frazeologiczny? To skomplikowane.

Dzisiaj mini rant.

Oto kilka przykładów:
ziarnko prawdy
podwinęła się noga
dajesz głowę?
w dobrej mierze
po najmniejszej linii oporu

Co je łączy? Na pewno nie związek frazeologiczny, choć osoby używające tych zwrotów pewnie by tego chciały.

Związek frazeologiczny ma rację bytu, póki zachowuje stały skład. Jakbyś się czuł/a, gdyby się okazało, że Twój chłopak/dziewczyna nagle prowadza się z kimś innym i twierdzi, że zmiana jest tak mała, że to wciąż ten sam związek?

Można je zmieniać, jeśli robimy to świadomie, przewrotnie, dla żartu, DLA SZTUKI. Jeśli dla ilustracji niesprawiedliwych procesów ekonomicznych napiszesz 2+2=1 to znaczy, że umiesz tworzyć wymowne przykłady. Jeśli piszesz tak na teście z matmy to znaczy, że jesteś debilem.

Ps. Te przykłady pochodzą z moich obserwacji w internecie i w realu. Zabawne, że KAŻDY z tych błędów należał też do słownika pewnego znanego mi kiedyś osobnika. Nie dziwi mnie teraz nic, skoro nawet związki frazeologiczne mu tak epicko nie wychodziły.

związek bardziej skomplikowany niż ten twoich starych