Jestem zdania, że w wolnym kraju każdy powinien mieć prawo w spokoju i bez lęku wierzyć w co tylko uznaje za słuszne, nieważne czy jest to Jezus, Ashtar Sheran czy Latający Potwór Spaghetti.
Byłoby też miło, gdyby osoby obdarzone takim prawem wykorzystywały je w celach, do których jednak nie zalicza się bycie okrutnym i przyznającym sobie arbitralne prawo do decydowaniu o godności innych ludzi dupkiem. I nie, tym razem nie mówię o dominującej religii tego kraju.
Niech to będzie jasne, uważam, że każdy obdarzony średnią inteligencją paranoik, który postanawia pokładać całkowitą, niezachwianą wiarę w dowolnych spiskowych portalach internetowych, a za to z zasady odrzucać wszystko, co ma jakiś związek z nauką, medycyną i zdrowym rozsądkiem (i nazywać tego samodzielnym, niezależnym myśleniem) ma do tego święte prawo. Tak jak ja mam prawo prywatnie uważać taką osobę za idiotę. Jednak tak długo, jak jest nieszkodliwym idiotą wszystko powinno być w doskonałym porządku.
O, no właśnie. W porządku. W nowym porządku świata (NWO).
Może ich R&G człowieka jest kwestią sporną, ale jeśli życzą sobie nosić czapeczki z folii aluminowej - okej. Gorzej kiedy wiara w bliżej nieznany spisek wyniszczenia ludności zaczyna służyć jako wymówka do krzywdzenia innych. Czy zalicza się do tego próba uniknięcia zaszczepienia własnych dzieci? Być może, ale ten temat jest bardzo złożony. Natomiast niezwykle proste jest to, że publiczne ośmieszanie ludzi, którzy cierpią i jeszcze próbują pomóc innym oraz zarzucanie im najgorszych możliwych intencji jest oczywistym przekroczeniem granicy. Obserwowałam stadko pozornie niegroźnych oszołomów toczących bekę z decyzji Angeliny Jolie i uparcie twierdzących, że walić Angelię, tu chodzi o ratowanie ludzkości przed upadkiem (OK.). Oczywiście tłumy przypadkowych fejsbukowych przechodniów nie zagłębiają się w temat, tylko dołączają do pobieżnych heheszków z ludzkiego dramatu (bo zawsze fajnie jak komuś znanemu i atrakcyjnemu stanie się krzywda). Tymczasem nasze obserwowane osobniki tłumaczą, że problem jest jednocześnie tematem zastępczym bez żadnego znaczenia, jak również częścią planu wytępienia ludzkości, bo promuje (magiczne słowo, "promować"... ) usuwanie sobie narządów rozrodczych dla mody, a tak naprawdę dla zagłady ludzkości. Jak łatwo możemy się domyślić, pozorna troska Angeliny o własne i cudze dzieci na tym świecie to tylko sprytna przykrywka dla agentki NWO, która jak niczego pragnie radykalnej redukcji ludzkiej rasy. Co zaczyna mieć sens, przecież oglądałam SALT (mam nadzieję, że to nie spojler).
Tak, na celowniku są jajniki twojej starej |
Kiedy zarzuci się im nieczułość, bo mówimy o konkretnych, prawdziwych ludziach i ich cierpieniu słyszymy, że i tak każdy jest śmiertelny i nie da się uniknąć każdego zagrożenia (a jednak założę się, że sami rozglądają się zanim przejdą przez ulicę). Uwielbiam takie wymówki, cudza śmiertelność jest najlepszym znieczulaczem. Z resztą, jak sami twierdzą (co doskonale harmonizuje z resztą wykładanych przez nich oczywistych prawd na temat życia i wyborów Angeliny) ten problem i tak jest marginalny i mówienie o nim nic nie zmieni (tak jak o wszystkich mało popularnych chorobach i przemocy domowej), a wręcz zaszkodzi, bo przyćmi najważniejszy problem - zagładę rodziny. Zabawne jak ryzyko śmierci matek i przemoc w rodzinie nie ma z tym żadnego związku.