Sunday, October 26, 2014

O ludziach, którzy potrzebują właśnie CIEBIE, żeby cieszyć się swoimi wyborami

Tego, zazwyczaj w dobrej wierze, uczą dzieci troskliwe mamy, tego uczą nas pocieszające filmy dla nastolatków, właśnie to wywołuje niezwykle żenujące "dyskusje".
Przekonanie, że możemy i powinniśmy cieszyć się tym jacy jesteśmy/co mamy, bo ludzie na drugim końcu kontinuum mają gorzej (nawet jeśli o tym nie wiedzą) i aby uprawomocnić własne cechy i wybory musimy trudzić się wymyślaniem jak zdewaluować cudze.
Jest sobie taka piosenka (nie pierwsza i nie ostatnia tego typu), która jest masowo udostępniana na Facebooku przez dziewczyny większych rozmiarów.
Pozytywny przekaz o akceptacji swojego ciała? Super! A nie, zaraz. Jest tylko o akceptacji obłożonego tłuszczem ciała. I o "skinny bitches", i o mądrości, że faceci wolą mieć za co złapać, więc dziewczyno z dużym tyłkiem - masz przewagę, gratulacje! W ten sposób nie tylko dowalamy niepotrzebnie chudym laskom, ale jeszcze wciskamy tym dużym totalny kit, że "chłop nie pies, na kości nie poleci". Otóż na świecie istnieje więcej niż jeden chłop, i każdy poleci na to, co mu się akurat podoba, czy duże, czy małe. No i po co sprowadzać swoją wartość do rozmiaru (czego podobno tak nie chcemy) i odrzucić koncept, że ktoś może polubić drugą osobę za różne jej cechy i traktować rozmiar jej dupy jako kwestię drugorzędną?
Moja opinia: jeśli musisz tak bardzo deprecjonować szczuplejsze od siebie dziewczyny, żeby poczuć się dobrze w swoim ciele, może po prostu schudnij, bo to nie w tych dziewczynach leży twój problem.
To samo jest z pseudohumanistami, którzy zamiast uznać, że społeczeństwo potrzebuje i inżyniera, i psychologa muszą w jakieś zdesperowane sposoby udowadniać, że bycie nie-humanistą to pasmo cierpień i głodowych zasiłków. To nie działa. 

Swoją drogą


cały ten burdel z Otwartymi klatkami i przepychankami wegetarian i mięsożerców polega na czymś bardzo podobnym. Zamiast robić swoje i pozwolić innym na to samo zawsze ktoś musi się bawć w krucjatę.

W niektórych przypadkach niechęć wynika z wypieranego poczucia winny/niższości. Znam to uczucie, stoję sobie w kolejce do kasy ze swoim filetem z piersi kurczaka, żółtym serem i białym ryżem, a przede mną ktoś wykłada na taśmę warzywa, mleko sojowe i tofu. Mam chwilę "kurde, powinnam zdrowiej się odżywiać, ta osoba musi poświęcać sporo uwagi swojej diecie". A potem mam chwilę "no i dobrze, jestem zdrowa i tak jest mi dobrze, ale może następnym razem zrobię zdrowsze zakupy". A potem nawet chwilę "beka z typa, traci tyle czasu i pieniędzy, kiedy ja wpierdalam krakersy przed kompem". Ta druga reakcja jest zdrowa i zwykle do niej wracam. Ale to uzasadnianie sobie niepodejmowania wyrzeczeń, na które innych jednak stać, czyli usprawiedliwianie się tak naprawdę tylko przed sobą, ale jednak pełne niechęci dla innych to coś super ludzkiego. I super głupiego, jak wiele takich mechanizmów.
Myślę, że to dlatego cnotki nie lubią puszczalskich, a puszczalskie cnotek, i dlatego biegacze robią z siebie nadludzi, gardzących leniami, a ci, co nie biegają toczą bekę z biegaczy.
Staram się tego unikać, a w każdym razie kiedy sobie pozwalam na to uczucie, robię to ze świadomością, że tym samym folguję niskim instynktom. Polecam. 

Monday, October 20, 2014

Sorry, Polsko. Sorry, mamo. Sorry, żołnierze z powstania warszawskiego.

Zbliża się już ten piękny czas w roku, kiedy naród poprzez dymy zniczy trwa i spekuluje w uroczystym, prawie nabożnym oczekiwaniu co też narodowcy i inne ścierwa wykręcą w tym roku z okazji święta niepodległości. Zebrało mi się na rozkminy nad patriotyzmem, ojczyzną, narodem i innymi takimi.
Od zawsze pamiętam patriotyzm jako coś pozytywnego, coś co wypadało cenić i czego tylko źli ludzie nie mieli. Coś jak czystość przedmałżeńska albo paprotki w salonie.

UWAGA: te porównania nie mają na celu urażenia żadnych patriotów, a jedynie pokazanie jak abstrakcyjna jest ta koncepcja dla większości ludzi, którzy bardzo lubią o niej mówić.

Kiedy już ktoś musiał jakoś to uzasadniać to zwykle mówił coś o ludziach, którzy zginęli bardzo dawno albo o tym, że przyjdzie Niemiec i wykupi naszą ziemię (zabawne, ja żadnej nie mam, chyba, że w doniczce, jednak wizja Niemca, co go Wanda nie chciała, kupującego za uczciwą cenę pole sąsiada, który zasłużył się wielce rodząc się z polskim obywatelstwem powinna mnie przerażać. Btw, spoko, to, jak Korwiniści godzą wolny rynek z patriotyzmem wciąż mnie zastanawia).

Jako dziecko starałam się to czuć, tak jak niechęć do protestantów, albo żal doskonały, bo byłam dobrym dzieckiem i ufałam księżom. Ale im dłużej żyłam, czytałam, dyskutowałam i myślałam, tym trudniej było mi przyjąć takie rzeczy na wiarę. Przestałam rozumieć dlaczego mam i w sprawach emocjonalnych, i konkretnych przyjmować inną skalę ocen, opinii i uczuć wobec tego kraju a całej reszty świata.

Nic nie osiągnąłeś, mieszkasz z rodzicami, na bezrobociu przez imigrantów? To nic, przynajmniej się urodziłeś!

Kochaj swój naród, chyba, że należysz do innego narodu niż Polski. Wtedy siedź cicho i daj sobą gardzić, że jesteś zdrajcą swojego gorszego narodu,



Okej, to jest mój dom i doceniam go. Smuci mnie okrucieństwo, które spotykało ludzi tu urodzonych, a ich sukcesy mnie cieszą. Tylko że nie mogę jakoś się zmusić żeby cierpienie i niesprawiedliwość gdzieś indziej mnie mniej ruszało i naprawdę, tak długo jak ktoś tworzy coś pięknego, albo wspiera naukę, naprawdę nie obchodzi mnie w jakim kraju to robi. Podejrzewam, że te słowa to już wystarczająca zbrodnia w oczach chłopaczków i dziewczynek, którzy maszerują i krzyczą coś o oczyszczaniu i tak dalej.

Żołnierze wyklęci walczyli o mydło w Polsce
a ty i tak powiesz, że jebiesz lewaków
Przykro mi, jeśli mój rozbuchany kosmopolityzm obraża pamięć osób, które zginęły, kiedy w tym kraju wszystko spadało na psy i szło do piekła. Zawsze jednak myślę, że część z nich naprawdę walczyła o to, żeby kiedyś ludzie mogli żyć tutaj w pokoju i wolności i nie sądzę, żeby zależałoby im na tym, żeby ich potomkowie zamiast się nimi teraz cieszyć, gryźli się ze wszystkimi dookoła. Gimbopatrioci po prostu tęsknią do czasów, gdy zamiast uczyć się, pracować i żyć po ludzku można było po prostu iść i strzelać do Niemca albo Ruskiego. To było dużo łatwiejsze i pozwalało kanalizować najniższe instynkty.


Społeczeństwa się rozwijają, a jednostki zyskują dzięki coraz większej mobilności i bezpieczeństwu większą swobodę. Chcecie mi powiedzieć, że zginiemy przez niewdzięczność i brak patriotyzmu, bo to odwieczna tradycja i podstawa wszystkiego co dobre? Wystarczy popatrzeć trochę dalej wstecz i widzimy, że silna tożsamość narodowa i patriotyzm to kolejne stadium rozwoju po plemienności i więzach rodzinnych. Ludzie walczyli z tymi innymi, tymi nienaszymi, bo MUSIELI. I jak widać jednak średnio im to pasowało, skoro poszli do przodu.

Monday, October 13, 2014

SPRZECIW WOBEC OBRAŻANIU MOICH UCZUĆ ESTETYCZNYCH W PRZESTRZENI PUBLICZNEJ

Można się silić na analizy, że to kwestia tandetnej, miałkiej i sterylnej estetyki w mediach tak ludzi rozpaskudziła, ale w tym momencie obchodzi mnie nie przyczyna, a skutek. Ludzie są rozpaskudzeni. Przeszkadzają im oczywiście inni ludzie. O, super, mi też przeszkadza zło, głupota i zachłanność, które czynią ten świat gorszym skuteczniej niż rak, kataklizmy i wysoka kaloryczność masła orzechowego! Ale nie, oczywiście, że rzeczami, którymi przeszkadzają takiemu typowemu konsumentowi nie są niesprawiedliwe wyroki w sądzie albo sąsiad lejący żonę za ścianą.
Generalnie zbrodnie popełniają niektórzy ludzie tym, że są.
Nagle każdy jest wielkim estetą z delikatnym żołądkiem, który wychodzi z domu tylko w celu obcowania ze światem pozbawionym jakichkolwiek przykrych widoków.
Są nimi na przykład:


  • matki karmiące piersią
  • grube dziewczyny w leginsach
  • pary gejów



Problemem poważnego, dorosłego człowieka jest to, że nie na taki świat się pisał i w ogóle to bierze swoje wiaderko i idzie gdzieś, gdzie wszyscy są estetyczni. Co będzie wymagało sporo zachodu, bo jakby się zastanowić to przykry jest też widok chorych ludzi, starych ludzi, ludzi, których ktoś pobił itd. Ludzie hałasują, brzydko wyglądają i cuchną. I niestety, nie do końca można przed tym tak całkiem uciec. Przed starością, chorobą czy wypadkami, może nawet nie twoimi, ale na przykład twoich bliskich.
Bez popadania w jakieś wielkie rozczulanie - życie to nie tylko ładne foteczki z tumbrla, to też nagła sraczka, to wypełniająca glutami gardło i nozdrza infekcja, to kicanie o kulach po urazie etc. A to tylko ta bezpośrednio ludzka część ohydy. Na chodniku leżą psie gówna na przykład. Jak to masz zamiar przeżyć, biedny esteto? Jak reagujesz na zatkany kibel w swoim mieszkaniu? Albo jak pęknie ci worek ze śmieciami na schodach? No bo chyba się nie położysz i nie zaczniesz płakać? Ludzie są w stanie znosić wiele rzeczy, mogą przewijać swoje dzieci albo rodziców (albo obcych, bo są pielęgniarkami i jakoś żyją), mogą być przy ukochanej osobie, gdy ta jest spocona, chora i obrzydliwa, mogą myć swojego psa, gdy wytarza się w padlinie, albo operować ludzi w różnych tragicznych stanach. Problem z tym, że "jakaś laska miała za ciasne leginsy i jej było widać fałdę jak podniosła rękę, myślałam, że się porzygam" to problem pierwszego świata do kwadratu. Gardzę nim.
Psie gówna można i powinno się posprzątać, piersią można karmić w miejscu publicznym, ale dyskretnie. Warto robić to, co da się zrobić. Ale podejście typu "nie podoba mi się x i y, zabierzcie mi to z przed oczu, bo mam w gardle bełta i nie zawaham się go użyć" jest niekonstruktywne i skrajnie egocentryczne, czytaj - wymagasz nieproporcjonalnie dużo zachodu (np. utrudnienia życia innym), tylko dla jednego celu - poprawy swoich uczuć estetycznych. Zapomnij.
Patrycja WCALE NIE MA KOMPLEKSU MAŁEGO CYCA













Tacy ludzie używają mojego znienawidzonego słowa: "roszczeniowi". Matki są roszczeniowe, bo nie chcą karmić w kiblu, rowerzyści bo nie chcą jechać drogą (albo chodnikiem, jeśli narzeka kierowca), młodzi, bo chcą swoich rozrywek, starzy, bo te rozrywki im przeszkadzają. Każdy się bawi w przeciąganie liny, zakładając, że jego potrzeby/przestrzeń życiowa/gust są najważniejsze. I mamy trochę problem, ale to nic nowego. bo przecież rozpychanie się na tej planecie łokciami nazywamy cywilizacją.



Wednesday, October 1, 2014

Sztuka i sztuczki (RANT)

Od dłuższego czasu ciężko mnie irytuje robienie z ciuchów i kosmetyków sposobu na życie i jedynego zainteresowania godnego atrakcyjnej dziewczyny/kobiety. Denerwuje mnie zbyt silne skupianie się na opakowaniu a nie zawartości, tworzenie kretyńskiego żargonu i masa śmierdzącego na kilometr zdesperowanego prymitywnego dążenia do zaspokojenia potrzeby fizjologicznej jaką jest bycie popularną i atrakcyjną. I robienie celebrytek, czyli autorytetów (wiem, że to smutne) z aroganckich, pazernych, rozpieszczonych i niedouczonych zer.



Autorzy wypowiedzi pozostają anonimowi w ramach programu ochrony świadków


Co jednak wprawia mnie w niedowierzanie graniczące z ponurą fascynacją, to próba podniesienia dbałości o wygląd do rangi sztuki. I nie mówię tu o artystach-projektantach itd. Mowa o pierwszej lepszej panience po kursie/szkółce, fashion blogerce albo ich fankach. Wszystko jest "sztuką", każdy pomalowany paznokieć jest "pracą", a każdy kto jest w stanie przykleić drugiej osobie sztuczne rzęsy jest "artystą". To robi się równie absurdalne jak to:

www.spoldzielczoscswietokrzyska.pl

Mam wrażenie, że po prostu to sposób na podniesienie sobie samooceny, a i zyskowne zjawisko (może i celowo podsycane <teorie spiskowe: on>) dla firm związanych z całym tym biznesem. Może nie uczyłam się najlepiej w szkole, może nie mam szczególnych talentów, ale wiem jak dbać o wygląd. Brawo, zawsze jakaś pociecha. A WŁAŚNIE ŻE NIE. Skoro ciało i wygląd to najważniejsze rzeczy w życiu, to znaczy, że moje zajęcie jest najświętszą sztuką naszej cywilizacji.
Co kiedyś robiły takie laski? Zamiast gwiazdorzyć szły do zawodówki i zostawały dobrymi fryzjerkami itd. A teraz? Zakładają instagrama i piszą posty sponsorowane dla producentów margaryny light. Tak, oczywiście im zazdroszczę i tak, mam owłosiony pępek i piszę to płacząc nad moim nędznym losem, a moje łzy padają na "Krytykę czystego rozumu", analogową na papierze, kiedy nieudolnie ocieram je tłustym hajsem ze stypendium dla przegranych kujonów (wypłacanym w bitcoinach). I właśnie dlatego szlag mnie trafia jak widzę mnożące się szybko zastępy kobiet, których głównymi życiowymi wartościami są drogie marki i wyglądanie luksusowo, czyli po prostu wydawanie pieniędzy i noszenie ich na sobie w możliwie widoczny sposób, a do tego nazywając to wszystko sztuką.

I z całym szacunkiem dla fachowca robiącego dobrze swoją robotę. No właśnie, fachowca.


VS.


Dodam, że pani Usługi specjalistyczne malowała tak, że modelki wyglądały jak reklamy perfum, więc chyba dobrze. Co do modelek Pani Artysty -  widziałam fortunniejsze wypadki na wiejskiej dyskotece (tak, byłam na takiej). Myślę, że to dobra ilustracja całego zjawiska - ci co umieją - robią, ci co nie - ogłaszają się artystami. Czy jest jakiś wstyd w świadczeniu usług specjalistycznych? Albo w brzmieniu jak dorosła, poważna osoba, kiedy ktoś nas zapyta co robimy w życiu? No kurwa.