Disclaimer: nie jestem jedną z osób, które gardzą wegetarianizmem i obroną zwierząt bo "Bóg uczynił Ziemię poddaną człowiekowi" i nie jestem bezdusznym (acz uduchowionym) konserwatystą-skurwielem. Piszę o zjawisku, które obserwuję wśród obrońców zwierząt, którzy w zdecydowanej większości robią cudowną robotę.
Wiadomo, człowieka można poznać po jego stosunku do zwierząt. Myślę, że nawet już nie chodzi tak bardzo o empatię, ale o normalne, instynktowne reakcje. Jesteśmy ewolucyjnie skłonni do reagowania wzruszeniem i chęcią ochrony wobec małych, słodkich bezbronnych stworzeń. Kotków. Piesków. Kaczuszek. Czystych i cichych niemowlaków. Łatwo rozpoznać socjopatę po jego satysfakcji z cierpienia małych stworzeń. Słyszysz jak taki się chwali jak rozdeptał kociaka i już wiesz że od psychola trzeba się trzymać z dala.
Co mnie zadziwia, to łatwość z jaką niektórzy (NIEKTÓRZY) empatyczni obrońcy zwierząt stają się kipiącymi agresją maszynami do odwetu wobec krzywdzicieli zwierząt. Albo, co gorsza, nawet nie krzywdzicieli.
Sprawdza się stara zasada, że oberwie nie ten, co zaniedbał albo zrobił źle, ale ten, co się wychylił. Pomagający zwierzętom potrafią ukamienować kogoś, kto włożył dużo czasu i starań w bardzo konkretne i potrzebne działania, ale według nich robił za mało albo źle.
Co mnie zadziwia, to łatwość z jaką niektórzy (NIEKTÓRZY) empatyczni obrońcy zwierząt stają się kipiącymi agresją maszynami do odwetu wobec krzywdzicieli zwierząt. Albo, co gorsza, nawet nie krzywdzicieli.
Sprawdza się stara zasada, że oberwie nie ten, co zaniedbał albo zrobił źle, ale ten, co się wychylił. Pomagający zwierzętom potrafią ukamienować kogoś, kto włożył dużo czasu i starań w bardzo konkretne i potrzebne działania, ale według nich robił za mało albo źle.
Pewna fundacja publicznie (na FB) krytykowała postawę wolontariuszki, która zaoferowała wożenie kotów samochodem do weterynarzy, na własny koszt (co jest bardzo potrzebne, zwłaszcza zimą), ale nie dom tymczasowy. Na nic tłumaczenia, że sytuacja rodzinna uniemożliwia jej taką formę pomocy, więc oferuje inną (jakby w ogóle musiała się tłumaczyć). Słowa takie jak "egoistka" padają bez oporów ze strony ludzi, którzy niekoniecznie sami cokolwiek zaoferowali.
Sytuacja z dzisiaj - zrozpaczona kobieta próbuje się tłumaczyć na stronie fundacji, która przedstawia sytuację tak:
Sytuacja z dzisiaj - zrozpaczona kobieta próbuje się tłumaczyć na stronie fundacji, która przedstawia sytuację tak:
...Jeżeli chcesz adoptować psa, a zaraz go oddać to nawet nie przyjeżdżaj, nie rób nadziei!
...Aramis po raz kolejny stał się psem bezdomnym...!!! Bo sika? ...Bo ma prawo! Jest psem starym! ...ręce mi opadają! Żal psa. Cholernie żal.
SZUKAMY ODPOWIEDZIALNEGO WŁAŚCICIELA!
Aramis jest starszym psiakiem, zdarza mu sie popuścić mocz.
Babeczka próbuje tłumaczyć, że pies nie popuszcza, a sika (i nie tylko) po całym mieszkaniu, gdzie raczkuje jej dziecko i że zrobiła co mogła (i do czasu znalezienia lepszego miejsca ma go u siebie). Nikogo nie obchodzi w tej sytuacji co czuje człowiek, który poświęcił kupę (hehe) czasu, troski i pieniędzy na zadanie, które okazało się niewykonalne.
Ludzie to hieny.
ja pierdziele...to niech sobie kupią na baterie wtedy będzie biegał szczekał i siadał na zawołanie!!!!!!!!!!!!!!!!!zła jestem na maxa!
szlag !!!!! co za gnojki, a nie ludzie..... zgubili psa, potem lans na FB a teraz zwrot??? Reklamacja??? kipię ze złości !!! jak spotkam te potwory, to nie ręczę za siebie !!! ponoć mieszkają na Jeżycach w Poznaniu....
Niech ich szlag trafi...
Ludzie są okrutni, ale kiedyś sami będą mieli taki problem..
- powiedzieli ludzie, którzy nie kiwnęli palcem, żeby ten pies miał lepiej.
Kiedyś widziałam też jak kobieta, którą zostawił mąż szukała domu dla wspólnych kotów (bo on do szukania ani dalszej opieki się nie poczuwał) została podobnie zwyzywana, że PRZYJACIÓŁ SIĘ NIE ODDAJE. Lasce się życie posypało, musiała się wyprowadzić itd, ale w tej sytuacji najważniejsze powinno być zatrzymanie przy sercu sierściuchów. Nie rozważała nawet uśpienia ich czy podobnie drastycznych kroków. Dotychczasowy drugi współwłaściciel oczywiście nie został uznany za porzuciciela, bo porzucił nieaktywnie.
Tak samo surowo ocenia się ludzi, którym po adopcji zwierząt rodzą się dzieci, u których potem stwierdza się alergię i zaczynają rozważać oddanie komuś psa lub kota (bo mimo dobrych chęci oddanie dziecka jest jednak prawnie utrudnione).
Śmieszne zdjęcie (mojego) kota, żeby nie było samego tekstu |
Reakcje podobnie agresywne (i pełne agresywnej interpunkcji) często wywołują osoby, które faktycznie bezpośrednio robią krzywdę zwierzętom. Na przykład myśliwi. Jest to kwestia dyskusyjna na wielu płaszczyznach i nie będę tu wnikać szczególnie w racje za i przeciw polowaniu. Chodzi o styl. Obrońcy saren i dzików kipią niewiarygodną wściekłością, z lubością odnoszą się do domniemanej wątpliwej sprawności seksualnej myśliwych oraz dużo czasu poświęcają fantazjom o ich mordowaniu i torturowaniu.
W obu sytuacjach problemem jest łatwość i gorliwość w wymierzaniu ciosów, gdy jest pretekst. Czuję się nieswojo słysząc takie rzeczy od osób, które podobno gardzą przemocą. To znaczy, chyba musi być jakiś sposób, żeby walczyć z krzywdą zwierząt bez nawoływania do samosądów i trafiania rykoszetami ad hominem niewinnych ludzi.