O depresji zwykle mówi się za mało albo źle. A jak się już mówi w sensowny sposób, i tak odbiór jest słaby. Przez potężną siłę tendencji naszych umysłów do polaryzacji, zazwyczaj nie ma szans na nic nowego, jest albo kpina (bo każdy ma gorsze dni i depresja to po prostu lenistwo), albo histeria (bo autozdiagnozowana depresja nie podlega dyskusji i jest kontrargumentem na wszystko). W rezultacie depresji albo nie ma nikt, albo ma ją każdy, kto tak twierdzi. Nie jestem osobą, którą bawią ekskluzywne kluby i "mam na to papier", ale oczywiście nie ma nic dobrego w utrwalaniu społecznego wizerunku depresji jako czegoś fascynującego, głębokiego i pięknego.
Prawdopodobnie to martwiło też młode pomysłodawczynie akcji "Porcelanowe Aniołki", wspierającej dzieci i młodzież z depresją. Zajmują się promowaniem konstruktywnych postaw na rzecz walki z depresją oraz przeciwko promowaniu "modnej depresji".
Dużo słowa na p. Dalej nikt nie wie, co właściwie ono znaczy. W artykułach na stronie Aniołków znajdujemy przekaz o tym, jak propaganda sukcesu szkodzi niedoskonałym (czyli wszystkim) młodym, jak bolesne jest cierpienie w milczeniu, oraz o tym, że epatowanie "modą" na depresję jest szkodliwe. Granice są cienkie. Taką promocją są smutne memy z żyletkami, ale też nihilistyczne obrazki z Schopenhauerem. Alternatywą ma być pozytywny i aktywizujący przekaz, ale bez "weź się uśmiechnij". To nas prowadzi do ogromnego problemu - kto i jak ma prawo mówić o poważnych problemach? Czy jesteśmy odpowiedzialni wobec innych potencjalnie cierpiących mówiąc o własnym cierpieniu? Trudno powiedzieć, co szkodzi tym dzieciakom bardziej - plastikowy świat Instagrama, czy podany wprost czyjś nihilizm. Czy cierpiąc na depresję postępujemy głupio albo masochistycznie znajdując rozrywkę w memach o bezsensie i cynizmie? Można się kłócić, że pisanie wprost o nieuchronności śmierci jest zamachem na młodzież, z drugiej strony czym jest wpływanie na ich umysły tak, by w nią nie wierzyli? Czy pisanie o przegranej walce z rakiem jest promocją umierania na raka? Czy w ogóle możemy to porównywać?
|
straszny, ponury przekaz czy mimo wszystko pomocna rada? (u mnie działa) |
Nie będę bawić się w formułowanie ogólnych zasad, ale zazwyczaj jeśli ktoś faktycznie modnie zieje depresją każdą dziurką, prawdopodobnie jest w miarę bezpiecznym przypadkiem. Za to często ludzie reagują na wieść o czyjejś depresji zaskoczeniem "nie spodziewałabym się tego akurat po tobie!".
|
doot |
Moda tak nie działa, jaki ma sens, skoro nic nie widać? Problem może polegać na stawianiu znaku równości między nihilistyczną filozofią życiową a chorobą, którą należy leczyć. Czy wtedy przypadkiem nie przestajemy traktować jej jak chorobę? Właśnie dzięki terapii i lekom można doprowadzić chorego do stanu funkcjonowania w społeczeństwie i motywacji do życia, bez względu na to, czy dana osoba wierzy w jego głębszy sens lub nie. Taki przynajmniej jest moim zdaniem ideał. Powiem więcej - często rozpaczliwe poszukiwanie głębszego sensu i powodu może mieć duży związek z depresją. Pogodzenie się z przemijaniem i śmiertelnością może być stabilniejszą podstawą spokoju i zdrowia psychicznego niż kurczowe trzymanie się perspektywy zbawienia (na przykład).
|
Nie płaczesz, jeśli nie masz po co ;) |
Niewłaściwe rzeczy są tabu, skoro wywrotowym aktem jest powiedzenie nieironicznie że wszyscy umrą. Nie wiem jak wypieranie takich faktów ma pomóc w poszukiwaniu zdrowia psychicznego. A poza tym, miałam depresję zanim była modna.
|
to podobno nie jest okej |