Rob Bailey jest osobą, którą dużo osiągnęła dzięki sile woli, i ma dosyć słabości. Ma dosyć "braku honoru i poddawania się, tego, że nikt nie jest gotów umrzeć za nic". Nie podzielam jego pogardy dla słabości, ale rozumiem jego rozczarowanie kulturą odpuszczania sobie.
Nie mam na myśli ludzi, którzy potrzebują wsparcia, żeby przetrwać. Co więcej, uważam, że każdy może potrzebować wsparcia w różnych sytuacjach i nie ma w tym nic złego. Chodzi mi o osoby, które stawiają sobie jakieś cele, które mają znacząco poprawić ich życie, a potem szukają sposobu, żeby dostać to wszystko nie tylko bez wysiłku, ale też bez jakiejkolwiek zmiany w swoim własnym umyśle.
Wystarczy wpisać w google "jak się motywować..." i odkryjemy setki stron z prośbami o radę i samymi radami.
Nie radami jak faktycznie schudnąć, czego nie jeść, co jeść i jak ćwiczyć. Nie.
Radami co zrobić, żeby się zachciało ćwiczyć/przestało objadać.
Z całym szacunkiem, nie wróżę sukcesu. Zdrowe wsparcie to jedno, klepanie po pleckach i pizza co wieczór w ramach nagrody za dobre chęci to co innego.
Psychodietetyk uspokaja:
"Pamiętaj.
Masz prawdo do gorszego dnia.
Masz prawo do poczucia beznadziejności i bezradności.
Masz prawdo by nie czuć się dziś na siłach do ćwiczeń.
Masz prawo by dziś rozkoszować się tabliczką czekolady."
Dobry interes, być takim psychodietetykiem. Po co komu klient, który faktycznie schudnie i sobie pójdzie?
Spotkałam się kiedyś ze stwierdzeniem:
Jeśli chcesz coś zmienić w swoim życiu, musisz coś zmienić w swoim życiu.
Uderzyło mnie jak dziwnie to brzmi. Po przecinku powinna być jakaś odkrywcza, zaskakująca rada. Wizualizuj sukces. Nie bądź dla siebie surowy/a. Zaufaj Wszechświatowi.
Nie twierdzę, że takie rady nie są przydatne. Oprócz tej o Wszechświecie, bo to jakiś bełkot. Ale one nie zastąpią podstawy - zmiany czegoś, kosztem wysiłku.
Oto magiczna głęboka myśl ode mnie:
Jeśli chcesz coś zmienić w swoim życiu, musisz chcieć coś zmienić w swoim życiu.
Wow. Ale ze mnie Pawlikowska. Pewnie teraz też średnio lubi Cejrowskiego, to już w ogóle z nas bliźniaczki.
Jak już się pośmialiśmy, to jednak muszę przyznać, że szczerze wierzę, że bardzo by nam wszystkim pomogło, jakbyśmy zaczynali nasze dążenia do boskiego ciała, ogarnięcia swoich obowiązków, stania się lepszym człowiekiem, od zdecydowania, że TAK, coś mi w moim życiu przeszkadza, i być może muszę pozbyć się jakiejś części mnie, żeby mieć to, czego pragnę.
Ale was wyk(ołcz)owałam. Nie narzucam nic nikomu, zastanówmy się po prostu, czy ta pani:
ma faktycznie szansę coś osiągnąć, nawet jeśli usłyszy milion odpowiedzi "nie poddawaj się" albo "musisz przestać je jeść". Wewnętrznej motywacji nie da się ściągnąć po torrentach z internetu. Jak na razie.
No comments:
Post a Comment