Monday, April 20, 2015

Gut feelings & gut feelz

Może to znowu takie lekkie marudzenie na naszą represywną cywilizację, w której wszystko co najgorsze z tradycyjnych, surowych i negujących prawo do indywidualizmu tradycji łączy się z przygniatającą swobodę odczuwania propagandą sukcesu i generalnie materialistycznym nurtem bycia cool, fit i happy. To wszystko tworzy pętlę zaciskającą się na szyi człowieka, który czuje jakiś wewnętrzny sprzeciw. Nie chce przyjąć jako prawdę objawioną, że ważne, żeby PKB rosło, że gluten to trucizna albo że będzie się świetnie bawić na tej akurat imprezie. Albo nie jest przekonany do studiów, pracy, czy związku, które czuje, że powinny być powodem do szczęścia i wdzięczności. Narzucone normy mogą się różnić, ale mechanizm systemu represji trwa. Nikt nie chce być wyrzutkiem, bo na przykład ma marzenia o życiu niepasującym do generalnie przyjętej wizji.
Przyznaję, że należę do ludzi, którzy nie lubią rozczarowywać i nie spełniać oczekiwań innych, co w połączeniu z moim niezadowoleniem z zastanego porządku i niechęcią do gryzienia się w język gdy idzie o coś, w co wierzę jest dość problematyczne. Kiedy nie chodzi o jakąś wielką sprawę wolę jednak się już przemóc i nie szarpać. I dobrze, ale zostaje całe to uczucie w brzuchu, że coś jest nie tak. Takie gut feeling, przeczucie. Hej, umysł ponad materią! Nie muszę ulegać czemuś takiemu. Ale takie uczucia mogą stać się gut feelz, nieszczęściem i żalem, który nosimy gdzieś w brzuchu. Tak bardzo wierzysz, że nie masz nic przeciwko, że twoje ciało też w to wierzy i interpretuje ten żal jak coś bardzo fizycznego. Tak bardzo, że lekarze albo faktycznie diagnozują jakąś psychosomatyczną chorobę, w którą się ciężkim wysiłkiem sami wpędziliśmy, albo miesiącami dają się razem z nami wodzić za nos i są pewni że gdzieś musi być ten guz. A my po prostu tak bardzo nie chcemy sami przed sobą się przyznać, że coś nam nie pasuje.

Ludzie łatwiej zrozumieją, że boli cię brzuch, albo bardzo chce ci się spać, niż, że nie masz już ochoty być na tej imprezie. Łatwiej rzucić studia z powodu jakichś strasznych dolegliwości niż po prostu powiedzieć sobie i innym, że to nie było to, może jednak chcę robić coś mniej prestiżowego.
Jednak lepiej brzmi "przepraszam, ale nie jestem gotowa na wyjście z tą ekipą z powodu psychosomatycznych skurczów żołądka" niż "chce mi się rzygać gdy myślę o waszych tępych zachlanych mordach kiedy licytujecie się na frajerskie docinki".

Z drugiej strony, niekomfortowa sytuacja jest zawsze niekomfortowa, zwłaszcza na początku czy wobec wyzwania, a generalnie w życiu nie dostaje się tego, czego się chce tylko poprzez komfortowe sytuacje. Czasem ta fizyczna intuicja nie mówi "nie idź tam", tylko "nie mam ochoty przechodzić przez ten etap drogi do tego celu".

Nie wierzę, że można ten problem rozwiązać wybierając jedną z odpowiedzi - zawsze stawiaj czoła temu, co jest trudne, wychodź ze swojej strefy komofortu kiedy tylko możesz, albo słuchaj swojego brzucha i nigdy nie rób tego, na co nie masz ochoty. Myślę, że odpowiedzią jest zadawane sobie samemu za każdym razem pytanie - czemu mój brzuch mi to mówi, czy to rzecz, której mogę i powinienem dać się trochę zniszczyć. A ponieważ brzuch, jak każda inna część ciała, nie posiada zmysłu perspektywy musimy się liczyć z tym, że jego trafna na daną chwilę ocena może nas wpędzić w bezsenne noce walenia głową w kant stolika nocnego z niedowierzania w przyszłości. Mimo to, lepiej pytać niż nie pytać. Powodzenia!

No comments:

Post a Comment