Kiedy byłam małym dzieckiem, o którego prawidłowy rozwój oprócz naprawdę kochających i w fajnym stopniu niekonwencjonalych rodziców dbała proza Sapkowskiego, obrazy Bosha, zmyśleni przyjaciele i gry komputerowe, było kilka rzeczy, które wydawały mi się niewarte ryzyka, mimo oferowanych korzyści. Jedną z nich był Internet, bo chociaż niby coś tam obiecywał, istniało przecież ryzyko ataku tych legendarnych hakerów na mój folder z autorską grą planszową o pokemonach (przepraszam, Internecie, byłam młoda).
Jeszcze jedną taką rzeczą były stimpacki w Starcrafcie. Niby fajnie, znacząca poprawa osiągów bojowych piechoty Terran, ale za cenę punktów życia. NIGDY nie zrobiłam tego żadnemu z moich żołnierzy. To było poświęcenie nie do przyjęcia. Wolałam okopać ich w bunkrach i obstawić czołgami (wciąż spoko strategia). Liczyłam, że jeśli będę bardzo tego chcieć i nigdzie się nie ruszać, żadna zmiana nie będzie musiała nastąpić.
![]() |
w samo serce |
Po latach zrozumiałam ukrytą głębię tego mechanizmu. To brzmi trochę jak pozytywne, motywujące hasła i temyśli.pl, że Wszystko Jest Po Coś i że Zawsze Oddajemy Coś Żeby Dostać Coś Lepszego. Tylko bez tej części z życzeniowym myśleniem, że cierpienie jest zawsze wynagradzane i po burzy zawsze wychodzi słońce piękniejsze niż wcześniej. Bo to się zdarza rzadko. Mój wniosek jest taki, że kiedy coś tracimy zwykle mamy coś innego. I to niekoniecznie jest lepsze. Jest inne i to nasza sprawa co z tym zrobimy. Cierpienie nas zmienia. Niekoniecznie uszlachetnia albo wzmacnia.
Najbardziej przewrotną lekcją w moim życiu było odkrycie, że najbardziej traumatyczne wydarzenia, które mnie spotkały obiektywnie mi się opłaciły. Po metaforycznym przejściu przez ogień z dnia na dzień przestałam się bać i brzydzić wielu rzeczy, które wcześniej mnie przerastały. Stałam się osobą odporną na lęki i wątpliwości, które powstrzymywały mnie przed dostawaniem czego chcę, a nawet przestałam nagle bać się podejrzanych dźwięków nocą, tematyki paranormalnej, horrorów i ciemności. Tak po prostu.
Haczyk nr 1 polega na tym, że to nie dlatego, że obronną ręką wyszłam z próby. Po prostu miałam kupę szczęścia i zostałam złamana i straumatyzowana w sposób, który okazał się wręcz absurdalnie produktywny.
Haczyk nr 2 polega na tym, że nie uważam, żeby można było tego ani uniknąć w życiu, ani dobrze tego wykorzystać jako strategii rozwoju. Takie rzeczy się dzieją, z większym lub mniejszym naszym udziałem.
W swojej interpretacji staram się odciąć od szukania w tym obiektywnych wartości. To życie, nie fabuła powieści Paulo Coelho, nie ma jakiegoś ukrytego większego porządku, jest tylko to, co jest. Żyjąc doznajesz urazów i różne części twojego mózgu dosłownie i metaforycznie stają się tkanką bliznowatą. Obumierają ośrodki odpowiedzialne za przydatne i autodestrukcyjne funkcje i nie możemy przewidzieć ostatecznego rachunku zysków i strat. Żyjąc wbijajmy sobie w serce strzykawkę ze środkiem, który może nas uleczyć, ale też postarzyć (klasyczny motyw w fantastyce). Od nas zależy tylko co dla nas będą znaczyć te zmiany w nas samych.
Mądrość życiową można osiągnąć stosunkowo wcześnie, kiedy zdarzenia życiowe są refleksyjnie opracowywane, a sam człowiek ma dystans do swej wiedzy i przekonań, nieustannie się uczy, sprawdza w życiu i modyfikuje własne przekonania. O mądrości decyduje też bogactwo życiowych doświadczeń, dlatego częściej osiągamy ją w okresie dojrzałej dorosłości. Jednak jeśli swych doświadczeń nie poddamy refleksji, nie osiągniemy jej nigdy.— Prof. dr hab. Piotr Oleś psycholog kliniczny
No comments:
Post a Comment