Friday, April 29, 2016

Porcelanowe aniołki

O depresji zwykle mówi się za mało albo źle. A jak się już mówi w sensowny sposób, i tak odbiór jest słaby. Przez potężną siłę tendencji naszych umysłów do polaryzacji, zazwyczaj nie ma szans na nic nowego, jest albo kpina (bo każdy ma gorsze dni i depresja to po prostu lenistwo), albo histeria (bo autozdiagnozowana depresja nie podlega dyskusji i jest kontrargumentem na wszystko). W rezultacie depresji albo nie ma nikt, albo ma ją każdy, kto tak twierdzi. Nie jestem osobą, którą bawią ekskluzywne kluby i "mam na to papier", ale oczywiście nie ma nic dobrego w utrwalaniu społecznego wizerunku depresji jako czegoś fascynującego, głębokiego i pięknego.
Prawdopodobnie to martwiło też młode pomysłodawczynie akcji "Porcelanowe Aniołki", wspierającej dzieci i młodzież z depresją. Zajmują się promowaniem konstruktywnych postaw na rzecz walki z depresją oraz przeciwko promowaniu "modnej depresji".
Dużo słowa na p. Dalej nikt nie wie, co właściwie ono znaczy. W artykułach na stronie Aniołków znajdujemy przekaz o tym, jak propaganda sukcesu szkodzi niedoskonałym (czyli wszystkim) młodym, jak bolesne jest cierpienie w milczeniu, oraz o tym, że epatowanie "modą" na depresję jest szkodliwe. Granice są cienkie. Taką promocją są smutne memy z żyletkami, ale też nihilistyczne obrazki z Schopenhauerem. Alternatywą ma być pozytywny i aktywizujący przekaz, ale bez "weź się uśmiechnij".  To nas prowadzi do ogromnego problemu - kto i jak ma prawo mówić o poważnych problemach? Czy jesteśmy odpowiedzialni wobec innych potencjalnie cierpiących mówiąc o własnym cierpieniu? Trudno powiedzieć, co szkodzi tym dzieciakom bardziej - plastikowy świat Instagrama, czy podany wprost czyjś nihilizm. Czy cierpiąc na depresję postępujemy głupio albo masochistycznie znajdując rozrywkę w memach o bezsensie i cynizmie? Można się kłócić, że pisanie wprost o nieuchronności śmierci jest zamachem na młodzież, z drugiej strony czym jest wpływanie na ich umysły tak, by w nią nie wierzyli? Czy pisanie o przegranej walce z rakiem jest promocją umierania na raka? Czy w ogóle możemy to porównywać? 
straszny, ponury przekaz czy mimo wszystko pomocna rada? (u mnie działa)
Nie będę bawić się w formułowanie ogólnych zasad, ale zazwyczaj jeśli ktoś faktycznie modnie zieje depresją każdą dziurką, prawdopodobnie jest w miarę bezpiecznym przypadkiem. Za to często ludzie reagują na wieść o czyjejś depresji zaskoczeniem "nie spodziewałabym się tego akurat po tobie!". 
doot
Moda tak nie działa, jaki ma sens, skoro nic nie widać? Problem może polegać na stawianiu znaku równości między nihilistyczną filozofią życiową a chorobą, którą należy leczyć. Czy wtedy przypadkiem nie przestajemy traktować jej jak chorobę? Właśnie dzięki terapii i lekom można doprowadzić chorego do stanu funkcjonowania w społeczeństwie i motywacji do życia, bez względu na to, czy dana osoba wierzy w jego głębszy sens lub nie. Taki przynajmniej jest moim zdaniem ideał. Powiem więcej - często rozpaczliwe poszukiwanie głębszego sensu i powodu może mieć duży związek z depresją. Pogodzenie się z przemijaniem i śmiertelnością może być stabilniejszą podstawą spokoju i zdrowia psychicznego niż kurczowe trzymanie się perspektywy zbawienia (na przykład). 
Nie płaczesz, jeśli nie masz po co ;)
Niewłaściwe rzeczy są tabu, skoro wywrotowym aktem jest powiedzenie nieironicznie że wszyscy umrą. Nie wiem jak wypieranie takich faktów ma pomóc w poszukiwaniu zdrowia psychicznego. A poza tym, miałam depresję zanim była modna. 

to podobno nie jest okej

No comments:

Post a Comment