Wednesday, September 10, 2014

UWAGA: wybierz tylko jedno z powyższych

Dzisiaj może trochę mniej światopoglądowo napiszę o czymś, co dociera do mnie coraz dobitniej, zwłaszcza po moich kolejnych urodzinach i nieprzerwanym strumieniu wieści o ślubach i porodach wokół mnie, co razem zmusiło mnie do stawienia czoła własnej śmiertelności.

Myślę o strachu przed zamykaniem sobie drzwi poprzez wybieranie jednej opcji. Pewnie kiedyś było łatwiej. Człowiek w ciągu swojego życia nie przemieszczał się dużo, nie wiedział co mija go, gdy żył tak jak żył, szczęśliwy, bo udało się przeżyć kolejny rok, gdy dookoła tyle zagrożeń. Uczył się jakiegoś fachu, poślubiał jakąś osobę, miał jakieś dzieci. Nie twierdzę, że to było jakieś lepsze, albo że chciałabym tak żyć. W pewnym sensie po prostu było łatwiejsze. Wielu wyborów nie było, nikt nawet za nimi nie tęsknił. Mimo wszystko cieszę się, że teraz są, chociaż wszystko ma swoją cenę.



Mam wrażenie, że jesteśmy skazani na wieczne oglądanie się przez ramię i myśl "mogę już nigdy nie mieć TEGO, TEGO i TEGO". Możliwość podejmowania wyborów traci wartość, bo wybór oznacza odebranie samemu sobie CZEGOŚ. I to nie jest kwestia marzeń o ekscytującym życiu, które tradycyjnie stymuluje umysł i jest treścią filmów, książek i gier (szpieg, kapitan statku kosmicznego itd). Odkrywasz, że zagnieździłeś się w jakimś środowisku. Znasz się na czymś, znasz żargon, masz znajomych łapiących te hermetyczne żarciki. I zaczynasz żałować, że nie doświadczysz tego w innym środowisku, że nie poczujesz się tak wśród fizyków, aktorów czy lekarzy.

Mr Nobody jak najbardziej w temacie

Jest gorzej. Bierzesz za cel jedyną osobę, z którą czujesz, że możesz być blisko. Zdobywacie się nawzajem i lepiej być nie może. Ale pojawia się problem. Jeśli spełnią się składane wam i sobie nawzajem życzenia być może już nigdy więcej nie pójdziesz na pierwszą randkę, nie będziesz godzinami analizować jednego smsa, nie zobaczysz jak to jest być i robić to czy tamto z kimś innym.
Spotykam się ze stanowiskiem "na świecie jest zbyt dużo ciekawych ludzi, żeby wiązać się z jedną osobą". Wydaje mi się, że często łatwo pomylić szukanie właściwej osoby z szukaniem doznania, które z każdym na początku przebiega podobnie. To jest skazywanie się na powtarzanie cyklu i niekoniecznie do czegoś prowadzi.

Wyjściem jakie widzę jest skupienie się na rozwoju zamiast zmianie scenerii. Bo łatwo zapomnieć, że kiedy wszystko dookoła jest wymieniane, zawsze zostaje jedna, dość istotna stała. Ty. I choćby nie wiem co zrobisz, nie przeżyjesz więcej żyć, tylko to jedno w zmiennej scenerii. Osobiście chciałabym wierzyć, że mogę zaakceptować świadomość, że mam to jedno życie, przestać oszukiwać siebie, że mogę mieć ich więcej i zamiast tego włożyć wysiłek w pozytywne zmiany w jedyne, na co naprawdę mam wpływ - siebie.

Podoba mi się to rozwiązanie, bo ściąga mi z barków ciężki przymus frustrowania się utraconymi możliwościami, a daje w zamian satysfakcję z możliwości podejmowania wyborów samodzielnie i ponoszenia ich konsekwencji na własny rachunek.
To jest szkic w mojej głowie i nie wiem jak będzie działać, dlatego wolę nikomu go nie polecać. Gdyby ktoś miał jakieś myśli/pomysły w tym temacie, będę wdzięczna za podzielenie się nimi.

2 comments:

  1. To może się wypowiem bo chyba wiem coś na ten temat :)

    Mnie się wydaje, że dużo prościej jest uporać się ze świadomością utraty niektórych wrażeń kiedy ma się określony kierunek, w którym chce się iść. To prawda, że wybierając daną drogę świadomie rezygnujemy z innej, ale ja zawsze staram się w takiej sytuacji robić rachunek zysków i strat. Kiedy okazuje się, że dana droga jest dla mnie lepsza, idę nią i cieszę się z rzeczy, które na niej znajduję. Niełatwo jest zapomnieć o tej drugiej drodze, i wydaje mi się, że nawet nie powinno się tego robić (bo kiedy notorycznie odrzuca się myślenie o tym, co moglibyśmy mieć a nie mamy, to w końcu prowadzi do wybuchu frustracji), ale warto skupić się na czerpaniu korzyści z decyzji, którą się podjęło. Bo można spędzić bardzo dużo czasu na żałowaniu tego, czego się nie zrobiło, ale chyba lepiej poświęcić ten czas na cieszenie się z tego, jaką drogę się obrało.

    Ja już od jakiegoś czasu działam w taki sposób. Mam to szczęście, że jakiś czas temu znalazłem kierunek, w którym chcę iść i jest on od około 8 lat niezmienny. Tak jak piszesz, to bardzo miłe uczucie mieć wpływ na swoje życie i odczuwać konsekwencje swoich własnych wyborów na co dzień - i u mnie ta satysfakcja jest dużo silniejsza niż świadomość/strach przed utratą czegoś.

    Bez przykładów ciężko to opisać - może kiedyś będzie okazja o tym pogadać :)

    pozdro,
    adi

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przepraszam, że odpisuję dopiero teraz : ). Bardzo dziękuję za to, co piszesz. I fajnie, że piszesz, że to też kwestia szczęścia, bo niestety mimo dobrych chęci czasem nie tak łatwo zdecydować na czas czego naprawdę nam trzeba.

      Delete